*
- Ale
czym ty się przejmujesz?- pyta ze zdziwieniem w oczach.
- Greg,
wszystkim się przejmuję, a w szczególności martwię się o Ciebie - po tych
słowach moja rozpalona dłoń dotyka jego chłodnego policzka. Chłopak swoimi
rękoma otacza mój kark i całą szyję. Spogląda na mnie z całkowitą powagą, jego
oczy błyszczą swoim niezwykłym blaskiem. Nerwowo przegryza dolną wargę i po
chwili odpowiada.
- Przestań,
nie masz się o co martwić. Dam sobie radę - zapewnia mnie swoim spokojnym
melodyjnym głosem.
- Nie
chcę Ciebie tutaj zostawiać - w moich oczach zbierają się łzy, nie mogę ich
powstrzymać. Jedna kropla zaczyna powoli spływać po policzku, Gregory szybko ją
wyciera. Po chwili nasze twarze się stykają, jego nos jest tak blisko mojego, że
niemal oddychamy tym samym powietrzem. Jego palce przemieszczają się z mojego
karku w kierunku włosów. Ja przybliżam się jeszcze bardziej, teraz dzieli nas
zaledwie parę milimetrów.
- Przecież
wrócisz- kąciki jego ust unoszą się powoli.
- Masz
rację, muszę wrócić. Do Ciebie - nie mogę się powstrzymać rzucam się na jego
ciało, z całej siły chwytam go za szyję i staram się by nasze wargi w końcu się
spotkały...
*
Nienawidzę
Cię - mówię stanowczo w stronę mojego niesfornego budzika. Wskazuje godzinę
6:30. Przewracam się z boku na bok, otulam ciało ciepłą kołdrą. Brakuje mi sił by
wstać z łóżka, marzę o tym by kontynuować mój sen...
Pierwszy raz w życiu śnił mi się
Gregory, był to sen tak realny, że budząc się doznałam lekkiego szoku. Przez
całe moje ciało przeszedł dreszcz, moje policzki delikatnie się zarumieniły. Nigdy
nie wyobrażałam sobie, iż Gregory może być moim chłopakiem, a jednak sen mi się
podobał. Znamy się od małego i sama myśl o byciu razem wprawiała mnie w mocne
zakłopotanie.
-
Przestań o tym myśleć, to był tylko sen- podpowiada mi mój rozsądek. W sumie ma
rację, muszę pamiętać, że Gregory jest moim przyjacielem i nic tego nie zmieni.
Rozleniwiona, z ciężkim sercem
wstaję z łóżka i udaję się w kierunku łazienki. Zastaje mnie tam jednak potwory
widok. Przeglądam się w lustrze i mam wrażenie, że spoglądam na jakąś zupełnie inną
dziewczynę. Nie Dianę Velst, tylko jej słabą kopię. Moje lekko pofalowane czarne
włosy powykręcane są we wszystkie strony, brązowe oczy wydają się być mocno
podkrążone. Emocje po moich sennych doznaniach jeszcze nie opadły, policzki nadal są zarumienione. Bez zastanowienia zaczynam poranną toaletę. Po
niecałych 15 minutach moje odbicie zaczyna mnie w końcu przypominać, więc postanawiam się ubrać.
-Witam
wszystkich- krzyczę jak tylko wychodzę z łazienki.
-Hej
córciu- słyszę odpowiedź dobiegającą z dołu schodów.
Idę
w kierunku mojego pokoju, aby się przebrać. Wybieram na dziś zielony sweter
oraz moje ulubione jeansy. Gdy jestem już ubrana spoglądam w lustro jak prezentuje się całość.
Z moją figurą chyba nie jest tak źle, mam dość szerokie biodra, ale ogółem
jestem dość smukła. Uśmiecham się do swojego odbicia, lecz po paru sekundach
mój uśmiech znika. W owym odbiciu widzę również zarys pracy, którą robiłam z
Gregorym, nie przypomina mi ona mapy Stanów Zjednoczonych. Podchodzę bliżej do
naszego dzieła.Gdy widzę naszą pracę przez moje ciało przechodzi ogromna fala
szoku. Nie jestem w stanie nic powiedzieć, jedyne co robię to wydaję z siebie
głośny okrzyk. Słyszę na schodach czyjeś kroki, zapewne biegnie do mnie mama.
-Skarbie,
wszystko w porządku? - pyta zestresowana
-Nie
mamo. Nie jest w porządku - odpowiadam drżącym głosem.
Na
twarzy mojej matki pojawia się zdziwienie z nutą niedowierzania. Podaję jej do
rąk mapę. Obserwuje jej reakcje, jest przerażona. Zakrywa dłonią swoje usta i
kręci przecząco głową.
-Jak
to możliwe? - szepcze sama do siebie.
Właśnie,
jak to możliwe, że moja mapa Stanów Zjednoczonych zmieniła się w jakiś nieznany
kształt z napisem Aramen ?
*godzinę
później, pisane z perspektywy Gregorego*
Ręce
zaczynają mi się pocić, już za pięć minut zadzwoni pierwszy dzwonek, a Diany
nadal nie ma.
-Przecież
musi przyjść, ma naszą pracę - takie myśli podsuwa mi mój rozsądek, ale obawiam
się ,iż Diany nie będzie dziś w szkole. Zaczynam się mocno martwić, czy aby na
pewno nic jej się nie stało. Wczorajsza noc wiele zmieniła, nie mogłem po tym
wszystkim zasnąć. W sumie to wciąż nie wiem dlaczego poszedłem zanieść jej ten
skrawek papieru, chyba nieświadomie zaczynam szukać pretekstu, by się z nią
spotkać. A to niedobrze. Bardzo niedobrze... Z
Dianą znamy się praktycznie od przedszkola, staliśmy się tam nierozłączni. Od
razu poczuliśmy, że nadajemy na tych samych falach. Gdy zaczęliśmy chodzić do szkoły nasza przyjaźń jeszcze bardziej się wzmocniła,
nikt nie chciał się z nami zadawać, więc byliśmy zdani tylko na siebie.Można by rzec,że połączyła nas samotność. Oboje skazani na odrzucenie przez innych...
Teraz czuję, że zaczyna się coś zmieniać. Nigdy nie patrzyłem na Dianę jako na kobietę, ale zaobserwowałem pewne dziwne oznaki, które mają miejsce, kiedy przebywam w jej towarzystwie. Po pierwsze zaczynają mi się pocić dłonie, do tego strasznie przyspiesza mi tętno i momentalnie robi mi sie duszno. Nogi mi drętwieją i brakuje mi języka w gębie. Podejrzewam, że wiem co to znaczy, ale nie mogę do siebie dopuścić tej myśli. Diana jest moją przyjaciółką i nic tego nie zmieni...
Teraz czuję, że zaczyna się coś zmieniać. Nigdy nie patrzyłem na Dianę jako na kobietę, ale zaobserwowałem pewne dziwne oznaki, które mają miejsce, kiedy przebywam w jej towarzystwie. Po pierwsze zaczynają mi się pocić dłonie, do tego strasznie przyspiesza mi tętno i momentalnie robi mi sie duszno. Nogi mi drętwieją i brakuje mi języka w gębie. Podejrzewam, że wiem co to znaczy, ale nie mogę do siebie dopuścić tej myśli. Diana jest moją przyjaciółką i nic tego nie zmieni...
Niespodziewanie
słyszę dźwięk dzwoniącego dzwonka. Powolnym krokiem idę w kierunku sali.
Rozglądam się, wszyscy dziś prezentują swoje prace. Martwię się zarówno o nasz
plakat, jak i o Dianę. Boję się, że coś się wydarzyło.Nasz nauczyciel
zjawia się po paru sekundach, pan Kreilder jak zwykle ma ponurą minę i
spuszczoną głowę. Z żalem otwiera drzwi do sali lekcyjnej. Szybko zajmuje miejsce w swojej ławce, biorę parę głębokich oddechów i staram się zachować spokój. Nie mija chwila, a anglista
zaczyna sprawdzać prace. Jego twarz ewidentnie wyraża lekceważenie, zapewne
nasze oceny są mu zupełnie obojętne. Ziewając zaczyna wyczytywać nazwiska, zmieszani uczniowie i uczennice podchodzą do
niego niepewnym krokiem. Lekcja mija bardzo wolno, każdy przygotował dość
długie omówienie swojego dzieła. Przez ten czas Kreilder ziewnął z pięćdziesiąt
razy. Opiera swoją małą, porośniętą blond włosami głowę na lewej dłoni. W
prawej trzyma długopis i wystukuje nim jakiś nieznany rytm. W końcu pada moje
imię i nazwisko.
- Gregory
Lamrey.
Zaciskam
pięść jak najmocniej, biorę głęboki wdech i oświadczam mu stanowczo, staram się
być przy tym przekonujący.
- Niestety
nie mogę dziś pokazać pracy. Wykonywałem ją razem z Dianą, która nie jest dziś
obecna. Miała przynieść nasz plakat, lecz nie pojawiła się dziś w szkole.
- Cóż,
jutro mam mieć to biurku, Lamrey. Rozumiemy się?- pyta się nie spoglądając
nawet w moją stronę.
- Oczywiście-
odpowiadam z dezaprobatą.
*
Całujemy się, w końcu. Loki czarnych włosów
delikatnie łaskoczą moje policzki, ciepłe dłonie trzymają mocno moje barki.
Uśmiechamy się do siebie i nie zamierzamy przerywać tego całego procesu. W
pewnym momencie Diana wstaje i spogląda ze smutkiem w stronę szumiących fal.
Widzę jak nasłuchuje mew, przygląda się niespokojnej wodzie.
- Czas na mnie- informuje z żalem - Muszę
już lecieć i to dosłownie - uśmiecha się szeroko. Podchodzę bliżej, kładę swoje
ręce na jej biodra i zbliżam swoją twarz do jej ucha, zaczynam szeptać.
- Czy to na serio jest takie konieczne?-
zapytuje z nutą rozpaczy.
- Nie mogę zostawić Katheriny i Hayley. Teraz
przyszłość całego Aramenu stoi pod znakiem zapytania. Nie zważam na to czy mnie
lubią czy nie. Muszę im pomóc bez względu na wszystko - odpowiada z ogromną
stanowczością. Nie protestuję, jedyne na co się zdobywam to przybliżam się
najmocniej jak tylko potrafię.
Nasze nosy się spotykają, odnajdujemy wspólną przestrzeń. Całuje ją tak mocno jak mogę. Moje ręce oplatają jej plecy, przywieramy do siebie. Nie chcę jej wypuszczać ze swoich ramion, ale wiem, że muszę pozwolić jej odejść. Łapię ją za podbródek i ocieram małą łzę, która zaczęła spływać po jej różowym policzku. Ostatni raz wpatruję się w te ciemne jak węgiel oczy. Zdaję sobie sprawę, że może już nie wrócić. Chwytam jej dłoń, ten ostatni raz, a jej brązowe tęczówki spoglądają na mnie ze smutkiem. Ona może już nie wrócić. Dociera to do mnie. Ona może nie wrócić. Nasze splecione dłonie powoli się odplątują. Podążamy w kierunku skraju klifu.
Ostatnia sekunda, ostatnie spojrzenie i Diana skacze z klifu. Moment, Diana skacze z klifu! *
Nasze nosy się spotykają, odnajdujemy wspólną przestrzeń. Całuje ją tak mocno jak mogę. Moje ręce oplatają jej plecy, przywieramy do siebie. Nie chcę jej wypuszczać ze swoich ramion, ale wiem, że muszę pozwolić jej odejść. Łapię ją za podbródek i ocieram małą łzę, która zaczęła spływać po jej różowym policzku. Ostatni raz wpatruję się w te ciemne jak węgiel oczy. Zdaję sobie sprawę, że może już nie wrócić. Chwytam jej dłoń, ten ostatni raz, a jej brązowe tęczówki spoglądają na mnie ze smutkiem. Ona może już nie wrócić. Dociera to do mnie. Ona może nie wrócić. Nasze splecione dłonie powoli się odplątują. Podążamy w kierunku skraju klifu.
Ostatnia sekunda, ostatnie spojrzenie i Diana skacze z klifu. Moment, Diana skacze z klifu! *
- Lamrey
! Wzór na objętość graniastosłupa? - pyta z wrogością pani Stlit.
Otwieram
powoli zaspane oczy. Nie mogę sobie przypomnieć jak doszło do tego, że zasnąłem
na matmie.
- Gregory,
zadałam Ci pytanie - nie odpuszcza.
- Pole podstawy razy wysokość ?- odpowiadam próbując pohamować ziewanie.
- Tym
razem ci się upiekło, ale jeśli jeszcze raz przyłapię Cię na spaniu na mojej
lekcji to skończy się katastrofalnie- grozi. Kiwam twierdząco głową i próbuję
posklejać fakty. Zaczęła się matma, próbowałem rozwiązać zadania związane z
polem graniastosłupów. W pewnej chwili musiałem po prostu zasnąć. Otwieram zeszyt i przewracam z niechęcią kartki. Niepokoi mnie, gdy przy zadaniu szóstym znajduję
włosy. Po paru sekundach dociera do mnie, że to nie są moje włosy. Owe włosy są
niebieskie... Nareszcie wychodzę ze szkoły, ku
mojemu zaskoczeniu pogoda uległa całkowitej zmianie. Niebo staje się szare,
zaczyna wiać porywisty wiatr. Bez zastanowienia ruszam prosto do domu Diany. Z
minuty na minutę wieje coraz mocniej, słyszę grzmoty. Postanawiam biec, by uniknąć deszczu,ten z kolei zapowiada się na dość obfity. Nie mija chwila, a już znajduję się pod domem czarnowłosej. Stawiam kroki na stopniach
prowadzących do drzwi wejściowych. Delikatnie pukam, nie słyszę jednak by ktoś
zbliżał się w moim kierunku. Nagle drzwi otwierają się z impetem i z korytarza,
wprost na mnie rzuca się zrozpaczona Diana.
- Och
Gregory- szlocha delikatnie - nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię widzę
- próbuje się uśmiechnąć, lecz szloch jest zbyt silny.
- Ciii,
spokojnie- staram się uspokoić trzęsące się w moich ramionach ciało.
- Wierz
mi, moje życie już nigdy nie będzie spokojnie - odrzeka ze smutkiem...
Witam was bardzo serdecznie XD W ten szczególny wieczór :))) Mam nadzieję,że rozdział wam się spodoba ^^ Cóż, na pewno znajduje się w nim wiele błędów, ale wiedzcie ,że staram się popełniać ich jak najmniej XD
Z tego miejsca chciałam bardzo podziękować moim ukochanym przyjaciołom, którzy dziś zorganizowali mi przewspaniałe urodziny ^^ Dziękuję dziewczynom za przepyszne ciasto :)) Martynie jestem wdźięczna za kolczyki ^^ Agatce za PIĘKNE zdjęcia na moim fb XD Julce za cudowny film :))) I Gabrysi ponieważ jako pierwsza złożyła mi życzenia :)) Specjalny dedyk wędruje do Filipa, który przyjechał do mnie z piękną różą :))) <33 Robert dziękuję za cudowną piosenkę na moją cześć *.*
Przepraszam, może rozpisałam się troszkę nie na temat ,ale z całego serca pragnę podziękować tym osobom <333
Powracając do rozdziału ;))) Życzę miłego czytania i będzie mi bardzo miło jeśli pozostawicie komentarz :)) Ściskam mocno każdego, komu się będzie chciało czytać moje wypociny XDDD
Do następnego kochani <333
#love #gangsta #4ever #<3
Pierwsza?
OdpowiedzUsuńRozdział na początku był świetny ^^ Te piękne marzenia i książęta z bajki ( którzy niestety nie istnieją) bez obrazy chlopaki jeżeli to czytacie xd ALE POPSUŁAŚ WSZYSTKO KOŃCZĄC W NAJLEPSZYM MOMENCIE :C mam focha :c Dzięki za dedyka. ^^
UsuńCieszę się,że Ci się spodobał :)))) No i przecież trzeba budować napięcie <3
UsuńHej
OdpowiedzUsuńSuper.Fajny rozdział.
Ciekawy
Akcja
Czekam nn. Życzę weny i chęci.
Pozdrawiam Zizi.
Dziękuję bardzo :))))
UsuńZapraszam na mojego bloga www.slivershielnigt.com
OdpowiedzUsuńDopiero zaczynam.
Pozdrawiam Zizi.