9.30.2013

Rozdział 1 : Niecodzienna codzienność.

-Nic nie widzę ! Mam latarkę w samochodzie, Hayley....
-Samochód jest w warsztacie , mamo.-odezwał się jakiś miękki głos w ciemności, który spowodował, że Joanne natychmiast się uspokoiła.
      Kobieta zagryzła wargi i niepewnie zrobiła krok do przodu ,przy okazji modląc się by nie wpaść na pudło z lampami do przedpokoju. Poczuła jak coś puchatego ociera się o jej nogę i skrzywiła się z obrzydzeniem słysząc głośne mruczenie Florence.
-Nie rób żadnych kroków bo uderzysz nogą mojego kota. Stoi niedaleko Ciebie. -Hayley mruknęła ostrzegawczo widząc mamę próbującą odpędzić kotkę. Pani Cantley wyjątkowo nie lubiła nowego zwierzęcia córki ,gdyż w młodości kot siostry zjadł jej ukochanego chomika i do tej pory miała awersję dla zwierząt z długimi ogonami i wiecznym apetytem na ryby.
-Idź sprawdź korki. Jeśli to wina elektrowni to napiszę jakąś skargę..-warknęła do męża ,który jako jedyny zachowywał pełny spokój. Zmarszczki wokół oczu niknęły w półmroku pomieszczenia i Hayley w głębi ducha cieszyła się ,że tata czuje się już lepiej.


-Wygląda na to ,że to wina elektrowni. Kochanie ,czemu aż tak się awanturujesz ? Zawsze marzyłaś o kolacji przy świecach i nareszcie masz szanse ,że będziesz ją miała. -Tata Hayley podszedł do kobiety i cmoknął ją w policzek.
    Joanne zagryzła usta i westchnęła rozgoryczona ; owszem , zawsze chciała takiej kolacji ale w romantycznej atmosferze , a nie w wyniku braku prądu.
-Biegnę po świeczki , a Wy..no...Zajmijcie się sobą.-mruknęła rudowłosa , widząc przytulających się rodziców. Zagryzła usta, próbując powstrzymać szeroki uśmiech cisnący się jej na usta i odwróciła się w stronę schodów. Kolejne stopnie pokonywała sprintem , tylko po to by wpaść do pokoju , stanąć na jego środku i wybuchnąć szczerym śmiechem.
Z pewnością , Hayley Cantley była przedziwną osobą.
    Dziewczyna wzięła kilka świeczek z kompletu , który dostała od babci na  siedemnaste urodziny i ustawiła je w równym rządku na stole. Zrobiła kilka kroków w stronę szafki i zaczęła wyrzucać z niej całą zawartość. 
-Jestem pewna ,że miałam tu gdzieś zapałki...-mruknęła sama do siebie i po chwili westchnęła.-Muszę zejść do kuchni , tam na pewno coś mamy. 
Zamiast tego usiadła przy stole i pogrążyła się w pięknych marzeniach. Przymknęła powieki i uspokoiła bicie serca. 
    
-Trudno , chyba trzeba będzie poszukać zapałek. A może gdzieś tu mam latarkę ? - mruknęła do siebie , otrząsając się z marzeń. Odwróciła się w stronę okna i zaczęła wpatrywać się w księżyc. Dziś była pełnia i Hayley była pewna ,że z tego powodu szybko nie zaśnie. Już miała zejść do rodziców kiedy jej niezmącony niczym spokój został naruszony przez przeczucie.
Ona tu jest.
Głos w jej głowie - owszem , należał do Hayley- ale to zdanie nigdy nie miało być wypowiedziane. Rudowłosa zesztywniała , czując każda cząstka jej ciała krzyczy tą samą sentencję.
Ona tu jest....?
Uczucia ,które targały nastolatką wcale nie były zadowolone z tej wiadomości. Ciało zawzięcie odmawiało posłuszeństwa , w głowie miała wielką pustkę. Nie chciała w to wierzyć. Nastolatka usłyszała głosy w swojej głowie ,które z pewnością nie należały do Niej. Była przerażona.
Tak szybko ?! To nie miało prawa się zdarzyć!
Przepowiednia musi się spełnić! 
Ale nie kosztem ich życia , Rose !  
-Wynoście się z mojej głowy ! - mruknęła przerażona Hayley , modląc się aby ta cała sytuacja natychmiast się zakończyła.
    Nagle zapadła cisza i panna Cantley odetchnęła z ulgą. Wyprostowała się i rozejrzała się uważnie po pokoju . Wszystko było w porządku , na półkach nadal był kurz sprzed miesiąca ,koło łóżka leżał stos brudnych ciuchów a zabawki kota nadal znajdowały się pod niezaścielonym łóżkiem.
Dziewczyna zrobiła kilka kroków w przód i legła na zgniecioną pościel , oddychając ciężko. Była wykończona całym zajściem ale powoli zaczynała się do tego przyzwyczajać.
-Jeśli jeszcze raz coś takiego mi zrobicie to umrę.-szepnęła w nicość, nie za bardzo wiedząc do kogo kieruje te słowa. -Wykończycie mnie.
Skończę w psychiatryku. Słyszę głosy, czuję obecność ludzi,których nie znam. To powinno wywierać na mnie złe wrażenie , winnam być przerażona a zamiast tego uważam ,że to wszystko jest normalne.
    Hayley usiadła na łóżku i wciągnęła powietrze ustami , chcąc nieco uspokoić bicie serca.
Jak zwykle jej się nie udało.
                           ***
Jesteś słaba......
Kogo masz na tym świecie ? Czemu jeszcze żyjesz ?
Do niczego się nie nadajesz. Kretynka.

    Młoda Cantley była pogrążona w śnie , do którego przedzierały się złowrogie szepty. Rudowłosa cały czas kręciła się na łóżku , podświadomie chcąc aby senny koszmar natychmiast się skończył. Za oknem rozległ się skowyt zranionego zwierzęcia i dziewczyna poruszyła się nieznacznie.

Nie uciekniesz przed nami....
Znamy Twoje lęki ,najgorsze sekrety...
A co gdyby nagle stało Ci się coś złego ? I tak nikt by nie zauważył.
Hayley , zabiłaś ich wszystkich.
Jesteś mordercą.

Dziewczyna drgnęła nerwowo, słysząc szaleńczy śmiech z oddali.
Przed oczami pojawił się obraz : dom w płomieniach , przerażeni sąsiedzi i płacz. 
Płacz niemowlęcia.

Słyszysz ? Widzisz ? To TY. Ty ich zabiłaś.
Matkę , ojca ,a nawet siostrę. Morderczyni.
Morderczyni.
Morderczyni....
ZABIŁAŚ ICH WSZYSTKICH !

-NIE ! - dziewczyna nagle poderwała się do pozycji siedzącej i uniosła dłonie w geście obrony , osłaniając się przed atakiem z zewnątrz. Minęło kilka sekund i dziewczyna ostrożnie rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie stało się jednak nic podejrzanego więc Rudowłosa opuściła ramiona a po jej porcelanowej twarzy popłynęło kilka łez bezsilności.
-Koszmary..... Te dopiero potrafią wykończyć człowieka.-stwierdziła, zerkając na tarczę czerwonego budzika.
  Świat dopiero budził się do życia : ciemność ustępowała światłu , lekkie wiosenne powietrze owiewało delikatnie korony drzew. Dziewczyna zamknęła oczy ,czując się bezpieczniej niż przed kilkoma sekundami. Starała się zapomnieć o koszmarze co malutkimi kroczkami , jej się udawało. Nastolatka wygrzebała się z pościeli i schyliła się by pogłaskać śpiącego na sąsiedniej poduszce czarnego kota. Zwierzę poruszyło nieznacznie uchem ale poza tym zdawało się być pogrążone w spokojnym śnie.
Wszystko byłoby w porządku gdyby nie jeden , drobny szczegół.
Wszystkie świeczki na stole paliły się jednakowym, jasnym płomieniem.







-MAAAAMO ?! KTO WYŁĄCZYŁ ŚWIATŁO ? Do jasnej cholery ,czy ten dom nie moze być choć trochę normalny ?  - Katherina, wściekła jak osa, wyszła (a raczej wybiegła) z łazienki w kapciach, szlafroku i z szamponem we włosach.
Otarła mokrą ręką pianę, spływającą jej po twarzy i zaklęła cicho, kiedy poczuła szczypanie oczu.  Była lekko zdezorientowana gdy zauważyła, że w holu też nie ma światła. Co jakiś czas było za to widać małą żarzącą się świeczkę.
-Co to ma być? Kolejnego dziecka im się zachciało?- powiedziała sarkastycznie dziewczyna kierując się do swojego pokoju w poszukiwaniu latarki albo jakiś świeczek. Co chwilę potykała się o ciuchy porozwalane na holu przed pokojem bliźniaków. Przyrzekła sobie w duchu, że zabije ich za ten bajzel i otworzyła drzwi do swojego pokoju.
      Weszła do środka i spojrzała na białą plamę światła księżyca, oświetlającego jej pokój na tyle by nie niszcząc płyt i książek doszła do szafki nocnej. Otworzyła szufladę i po omacku zaczęła szukać latarki. Książka, jakieś kartki, perfum (a może jednak nie..?), błyszczyk... Kiedy w końcu natknęła się na przedmiot, który nie mógł być niczym innym tylko latarką, poczuła zimny dreszcz na plecach.
 Nie tylko ona była w tym pokoju. 
Oddychaj spokojnie, policz do trzynastu.
    W pokoju robiło się coraz zimniej, mimo tego że grzały kaloryfery. Kath zaczęła się trząść z zimna choć może to zawdzięczała to też strachu. 
Policz do dziesięciu, uspokój się trochę, pomyślała nadal nerwowo próbując zapalić latarkę. Nagle kątem oka zauważyła ruch. Obróciła szybko głowę lecz nic już nic tam nie było.
-Maks? To nie jest śmieszne- powiedziała niepewnie. Usłyszała cichy szelest, gdzieś w okolicach okna, jednak kiedy się odwróciła nic tam nie zauważyła.
     Nie ufaj oczom, one nic ci nie pomogą, nie w tej sytuacji. Zaufaj swoim uszom. Zamknij oczy i spróbuj określić źródło dźwięku.
W głowie słyszała echo głosu swojej intuicji. Choć bała się strasznie zamknęła oczy i wsłuchała się w ciszę. Przez chwilę nie słyszała nic oprócz swojego bijącego serca, jednak po upływie kilku sekund usłyszała ciszę taką, jakiej nigdy sobie nie wyobrażała.  
Ciszę pełną dźwięków. Usłyszała ciche mruczenie kota na ulicy, owady obijające się o okno oraz co najdziwniejsze w pewnym sensie widziała co gdzie się znajduje.  
Widzisz?? To właśnie jest nasz dar. 
   Kath usłyszała w głowie dwa krótkie słowa: Vince Silensia. Poczuła jak jej ciało wypełnia ciepło i kiedy już nie mogła wytrzymać wypowiedziała te słowa na głos.
 Poczuła się jakby stała na klifie, otoczona przez wzburzone morze i bezlitosny wiatr. Słowa, które wypowiedziała wyssały z niej całe gorąco i zastąpiły je delikatnym zimnem.
Nagle w pokoju znikąd rozległ się szaleńczy śmiech, który po chwili zmienił się w histeryczną parodię poprzedniej wersji. Katherina zobaczyła czarną smugę i po chwili usłyszała głośny syk.  
Zuch dziewczynka. Jesteś taka sama jak twoja matka.
Kath przeszedł dreszcz, jednak kiedy wyszła z pokoju i usłyszała triumfalny okrzyk jej ojca wspomnienie czegoś znajomego ulotniło się tak szybko tak jak się pojawiło. Światło w holu kilka razy zamigotało i zapaliło się na dobre.


-Znalazłem kochanie! - uszu Kath dobiegło głośne krzyknięcie taty- Birdy mamy światło!- Katherina spojrzała w stronę drzwi sypialni rodziców z której właśnie wygramoliła się jej mama w szlafroku narzuconym w pośpiechu na jakąś koronkową pajęczynę, której fragment wystawał spod różowego materiału. Kath spojrzała z rozbawieniem na mamę, która próbowała ukryć przed córką swoje zażenowanie. Jeden zero mamuś, pomyślała dziewczyna.
-Thomas ja jednak wolałam te świece...- powiedziała z niesmakiem kobieta.
-Kotku wiesz że możemy zgasić światło w...- ugryzł się w język, gdy zobaczył Katherinę.
-Tato, ale wiesz nie musiałeś wyłączać zasilania w całym domu. Przecież jakbyś wyłączył światło tylko w sypialni zrozumiałabym to doskonale- powiedziała dziewczyna dość głośno, by zwabić bliźniaków do holu. No to teraz wytłumaczycie się im, czemu nie mogli oglądać meczu, pomyślała. Tak jak przewidziała po chwili w holu pojawił się wściekły Maks a obok niego troszkę spokojniejszy Aleks.
-CZYLI TYLKO DLATEGO, ŻE ZACHCIAŁO WAM SIĘ POPIEŚCIĆ WYŁĄCZYŁEŚ ZASILANIE W CAŁYM DOMU?!-
Och ,mój kochany Maksiu ...z triumfalnym uśmiechem na twarzy odwróciła się i weszła do łazienki.      
       Po chwili na zewnątrz było słychać cieknącą wodę. Ta kąpiel była jedyną rzeczą jaką dziewczyna pragnęła teraz najbardziej od zajścia z latarką. Jednak lecąca woda nie potrafiła zagłuszyć wściekłych wrzasków jej kochanego beaciszka oraz niezdarnych tłumaczeń taty, że to nie tak. Dziewczyna zdążyła umyć włosy, a nawet zrobić sobie maseczkę zanim usłyszała ponownie głos spikera w telewizji w pokoju chłopaków. Nagle wyprostowała się i napięła wszystkie mięśnie, gdyż doszła do wniosku, że tych odgłosów nie powinna słyszeć POD PRYSZNICEM! Spłukała szybko włosy i wyskoczyła na kafelki. Usiadła w miejscu, w którym stała, nie przejmując się zimnem kafelek. Zasłoniła ręcznikiem gołe ciało i zaczęła wsłuchiwać się w ciszę.
-Proszę państwa co za mecz , co za mecz! - głos spikera był jakby głośniejszy. Po chwili usłyszała cichy syk gdzieś w okolicach jej pokoju.
 -Do jasnej cholery ,co się w tym domu wyprawia? -zapytała samą siebie podnosząc się z posadzki. Wstając poślizgnęła się i chwyciła zlewu.
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Przejechała dłonią po mokrych włosach i zaczęła układać je w fale. Zawsze ją to uspokajało, również tym razem przyniosło skutek. Po chwili osiemnastolatka zrzuciła z siebie ręcznik i pospiesznie nałożyła piżamę, składającą się z koszulki z napisem "Fuck Google - ask me " oraz z żółtych lekko spranych spodni od dresu. Dziewczyna wyszła cichutko z łazienki i na palcach przeszła do swojego pokoju.
 -Thomas kocham cię- usłyszała szept swojej matki. Doszła do drzwi swojego pokoju i lekko je pchnęła zaglądając niepewnie do środka. Nic się nie zmieniło oprócz tego że nie czuła tego mrowienia na plecach oraz nie słyszała głosu w głowie.
Głosu, który coś jej przypominał.
     Katherina położyła się do łóżka i od razu zapadła w sen.
 Z początku wydawał się on przyjemny. Dziewczyna wolno wspinała się na klif a słone ,morskie powietrze otulało przyjemnie jej twarz. Włosy falowały na wietrze a nastolatka co chwilę się do siebie uśmiechała. Kamienie nie raniły jej bosych stóp ,a Ona czuła się lekka jak ptak w czasie lotu.To co robiła sprawiało jej dużą przyjemność. Po chwili dziewczyna dotarła na szczyt klifu i odetchnęła głęboko.
    Coś się zmieniło.
    Białowłosa zaczęła coś mamrotać pod nosem ,wściekle miotając się po łóżku. Jej sen już nie był tak przyjemny jak przed minutą.
  Był zimny jak wiatr północny i wzburzony jak morze rozbryzgujące się o klif. Miejsce w którym stała było jedynym suchym miejscem.Woda wokół niej szalała ,czuła ,że robi się niebezpiecznie. Miała już uciekać gdy zauważyła kogoś bladego ,unoszącego się na gwałtownych falach oceanu.Serce przestało jej na moment bić kiedy zobaczyła kogoś znajomego. 
Dziewczyna miała długie rude włosy i sine usta. Dla przypadkowego obserwatora byłoby to pewnikiem ,że nieznajoma jest martwa jednak dla Katheriny nie miało to znaczenia.
-Hayley!-wrzasnęła ,widząc jak zimna otchłań zabiera dla siebie ciało najlepszej przyjaciółki i przykrywa je wodnym płaszczem...

-NIE ! -wrzasnęła Białowłosa ,gwałtownie wyrywając się z objęć Morfeusza. Włosy przykleiły się jej do mokrej od potu twarzy a z oczu wypłynęło kilka słonych łez.
Nie miała prawa się bać.
Nie znała tej dziewczyny.

Ale jednak chciała zrobić wszystko aby ją uratować.


_____________________________________________________________

Od Autorek :

1) Dużo czasu minęło od ostatniego wpisu , wiem.. I przepraszam.
MARTYNA , ma coś na ten temat do powiedzenia :D
W każdym razie ja starałam  się jej post trochę poprawić (ach te literówki <3) i mam nadzieję ,że mi się to udało. Każdy kto kiedykolwiek pisał bloga wie ,że to nie jest łatwe a pierwsze rozdziały nie nalezą do najlepszych więc miejcie to na względzie.
 Postaramy się publikować częściej.
Jak widać akcja zaczyna się rozwijać. Myślę ,że już w czwartym czy piątym rozdziale będziecie mocno związane z naszymi bohaterkami. Myślę ,ze mają w sobie to "coś" :)
Lecę do łóżka bo się rozchorowałam. Czas na spanie :) 
Julia :) xx

9.07.2013

Prolog : Wszechświat jest mniejszy niż ci się wydaje.

 Młoda kobieta uniosła dłonie do góry i przymknęła na chwilę powieki , by poczuć znajomy prąd przeszywający całe jej ciało. Po chwili posłyszała głośne wybuchy na pierwszej kondygnacji miasta i natychmiastowo uniosła kąciki ust. Jej radość trwała jednak krótko gdy dojrzała wrogą armię pod bramami stolicy. Za wszelką cenę nie pozwalała aby strach przejął kontrolę nad jej ciałem. Miała pod sobą tysiące ludzi ,którzy byli w stanie oddać za swoją Królową życie. Nie mogła stracic ich zaufania w tak ważnej dla kraju chwili. 
   Meredith oceniła sytuację i w milczeniu wyjęła lśniący miecz z pochwy przymocowanej do paska. Za sobą usłyszała szczęk zbroi i odwróciła się ab spojrzeć na swoją "małą" armię. Była wśród nich jedyną kobietą. 
-Za ojczyznę ! - krzyknęła , podnosząc dumnie oręż do góry. Odpowiedziało jej chórem tysiące głosów i Strażniczka poczuła się lepiej. Jeśli umrzeć to tylko w taki sposób...
Jej dłoń powędrowała na nieco wypukły brzuch ,tak dobrze skrywany przez ciemnoszarą tunikę a po policzku pociekła jej duża łza. Nie tylko ona miała stracić życie w następnych minutach , przepełnionych brutalną walką.
Nie minęło kilka sekund a przed Nią zmaterializowała się Strażniczka Ognia. Meredith widziała jej plecy z długimi , ciemnorudymi pasmami włosów delikatnie falujących na wietrze. Dziewczyna uniosła dłoń i natychmiast przed całą armią  pojawiła się lśniąca,połyskująca czerwienią kopuła. 
-Meredith, musisz stąd uciekać!-wrzasnęła a magiczna bariera nieco się zachwiała- Jesteś Królową a ta Bitwa jest przegrana. Błagam Cię...
-Przestań tak mówić , Evanno. Wiesz przecież ,że nie mogę.-odparła , widząc strzały z łuku odbijające się od kopuły. Kobieta uniosła dłonie i wspomogła jej działanie za pomocą własnych czarów.
-Obiecałam Ethanowi ,że Cię stąd zabiorę. Potrzebna jest do tego Moc Czterech. Nosisz w sobie królewskiego dziedzica tronu. Nawet jeśli teraz przegramy to jest duża szansa ,że TO dziecko powróci i przywróci dawną świetność Aramenu.
  Evanna wyprostowała się i spojrzała na wrogie wojska w odległości nie dalszej niż trzysta metrów. Wiedziała ,że nie da rady utrzymywać bariery wiecznie. Obiecała Królowi chronić Meredith jak najdłużej się da. To był jej obowiązek a decyzja musiała być podjęta tu i teraz. 
-Ethan zawsze mówił ,że na jednym dziecku się nie skończy...-niemal zaśmiała się Strażniczka Powietrza i spojrzała w oczy przyjaciółki. Dopiero teraz zauważyła smutek i łzy na jej porcelanowej twarzy.
-Meredith , sądzę ,że to już niemożliwe.-odparła po chwili Rudowłosa, za wszelką cenę unikając kontaktu wzrokowego. 
-Ale...Evanno ! O czym ty mówisz ? Zaraz...To nie może być prawda ! - zawołała płaczliwie a miecz wypadł jej z zaciśniętej dłoni. Cała odwaga i pewność siebie uleciała z Strażniczki Powietrza podczas zaledwie kilku sekund. W jednej chwili załamała ją wiadomość o śmierci Tego , Którego Kochała.
-Król nie żyje ?-zawołał jakiś młody wojownik i wśród mężczyzn zapanowała konsternacja. Chwilę później jak na zawołanie z armii wyłoniło się trzech najstarszych mężczyzn. 
-Składaliśmy Ci ślubowanie. Mamy za zadanie chronić Ciebie Meredith lecz będziesz pierwszym celem ataków i nawet nasze największe starania nie ochronią Cię od niechybnej śmierci. Posłuchaj się Strażniczki i uciekaj stąd , jak najdalej. -odezwał się najstarszy do kobiety , którą wstrząsał płacz. Evanna podtrzymywała ją ramieniem przed upadkiem.
-Meredith...Będzie dobrze.-szepnęła przyjaciółce do ucha i pozwoliła by ta dotknęła głową jej ramienia. Cierpiała , widząc mokre od łez policzki Strażniczki Ognia. Evanna była dla Niej siostrą i wszystko co złe oraz dobre dzieliły wspólnie. Gdy jedna się uśmiechała tak samo było z drugą lecz gdy jedna płakała , z drugą było podobnie.
-Rób co uważasz.-powiedziała po krótkiej chwili Królowa, odgarniając białe kosmyki z twarzy. Cały czas drżała a z oczu leciały jej potoki łez ale wiedziała ,że musiała być silna. Nowe życie rozwijające się pod jej sercem zaakceptowało jej wybór, lekko ją kopiąc. Meredith nie mogła uwierzyć ,że jeszcze kilka dni temu wspólnie z Ethanem nie mogli się nacieszyć z powodu jej ciąży.
A teraz wszystko przepadło...
   Uciekając z miejsca bitwy , obie myślały to samo : czy kiedykolwiek zobaczą jeszcze Aramen ? Gdzie uciekną ? Czemu to wszystko potoczyło się w taki a nie inny sposób ? 
/Hayley


* 7 miesięcy później, Świątynia Światłości*


Na tarasie rozciągającym się między Świątynią Światłości, a opustoszałym już Zakątkiem Strażniczek, stał kapłan, oświetlany księżycowym światłem. Przechadzał się szybkim krokiem w tę i z powrotem, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Był niespokojny oraz zniecierpliwiony. Czekał na kogoś, kto prawdopodobnie zapomniał o spotkaniu w świetle księżyca. W okół panowała cisza, zmącona jedynie usypiającą pieśnią świerszczy. Gdyby kapłan był większym romantykiem, dostrzegłby piękno i magię krajobrazu, rozciągającego się pod tarasem. Nawet nie spojrzał w stronę srebrzystej wstęgi strumyka wijącej się między drzewami, nie wsłuchał się w jego szum i nie spojrzał w stronę lasu spowitego srebrem. Tak właśnie było z Powołanymi. Byli wyprani z uczuć i nie dostrzegali piękna. Byli po prostu pustymi kopułami po ludziach, szanowani jedynie przez to, że od wieków zajmowali się Dziećmi Strażniczek. W pewnym momencie zawiesił wzrok na strumyku, ale i to miało swoje wytłumaczenie. Woda zaczęła jak gdyby szybciej płynąć, robiła więcej hałasu. Nie tylko to przykuło uwagę pustych oczu kapłana. Polanę rozciągającą się poniżej tarasu spowiła mgła, która wyraźnie pęzła w stronę stóp stojącego na tarasie. Nie przeraził się. Wyczuł jednak ostrzegawcze wibracje medalionu. Mgła gęstniała i robiło się chłodniej, w pewnym momencie zaczęła przypominać postać zbliżoną do ludzkiej. Nagle zaczął wiać wiatr, który rozwiał mgłę. Po środku tarasu stała lekko zdezorientowana młoda kobieta. Jej brzuch lekko odstawał spod i tak obszernej szarej sukni. Sukienka wyglądał jakby była uszyta z fragmentów mgły, chmur i dymu, a sama jej właścicielka wyglądała jak promień księżyca, który przebijał się przez to wszystko. Biła od niej aura mocy, pewności siebie oraz wielkości.
-Meredith nie musiałaś robić tego przedstawienia. Dobrze wiesz, że to i tak na mnie nie robi wrażenia- powiedział jakby ze smutkiem. Kobieta spojrzała na niego i zachwiała się. Kapłan podbiegł do niej i złapał ją w ostatniej chwili.
-Jeszcze nigdy nie byłam tak wyczerpana podróżą...- szepnęła sama do siebie.
-Ostrzegałem cię. Dziecko, które nosisz w sobie jest silniejsze niż przypuszczałem. Powoli zabiera ci moc. Nie zdziw się, jeżeli następnym razem nie będziesz mogła wrócić do swojego świata- mówił to bardzo poważnie jakby rozmawiał z małym dzieckiem. Spojrzała na niego swoimi przenikliwymi niebiesko-szarymi oczami, jednak po chwili pojawił się w nich błysk zrozumienia. -Draconie, mam nadzieję, że oprócz mocy dziecka wyczuwasz też jego płeć- powiedziała z lekkim niesmakiem. Nigdy nie mogła zrozumieć w jaki sposób Powołani to robią, skoro ona matka dwóch rozrabiających bliźniąt nie potrafiła określić ich płci dopóki nie wzięła ich na ręce. Spojrzała wyczekująco na przyjaciela i zobaczyła w jego oczach niepokój. Jego twarz zbadała, a usta wykrzywiły się w parodię uśmiechu. 
-Nie to niemożliwe... -szeptał - Przepowiednia się myliła !! Meredith powiedz mi, zaszłaś w ciążę w pełnię księżyca??- nie musiał usłyszeć odpowiedzi. 
    On już wiedział. Wpadł w jeden z tych swoich transów, kiedy czytał w myślach, łowił wspomnienia i patrzył w przyszłość.
 -Siódmego dnia siódmego roku Katherina musi się dowiedzieć. Inaczej może cię zabić- Strażniczka Powietrza zadrżała wstrząśnięta szlochem. Spojrzała załzawionymi oczami na Dracona i powiedziała cichutko.
-Nie mogę, Draco, nie mogę. Złożyłam przysięgę. Wszystkie złożyłyśmy- po jej twarzy pociekły kolejne łzy. Powołany nie mógł wiedzieć, jak silna jest ta przysięga. Klęczał trzymając ją w objęciach i mówił spokojnie.
-Mer doskonale wiesz jaka to głupota. Czy twój mąż, nasz świętej pamięci król, chciałby żebyś zginęła z ręki jego własnej córki? Katheriny?- kobieta spojrzała na niego podejrzliwymi oczami. Odkąd przybyła z ziemi cały czas była w jego objęciach. Zerwała się gwałtownie i krzyknęła. -Katherina? Nawet imię dziecka jest już ustalone?- Jej oczy rozbłysły dziwnym blaskiem, a prawie białe włosy zaczęły falować.- Czy ta wasza głupia przepowiednia oprócz fazy księżyca w której muszę zajść w ciążę zawiera również informacje o tym jak powinnam nazwać dziecko?!- Meredith traciła panowanie nad sobą. Powietrze naelektryzowało się, a nad tarasem pojawiły się gęste chmury.
-Mer,uspokój się. To nich nie da. Nie możesz zmienić przeznaczenia- kapłan spojrzał na kobietę stojąca przed nim. Nie była to jakaś zwykła kobieta. Nie dość, że była Strażniczką Powietrza, to w dodatku królową oraz matką dziecka z przepowiedni- Wszystkie dzieci Strażniczek mają imiona. Katherina, Hayley, Margharet i Diana. Powietrze, Ogień, Ziemia i Woda. Musisz to zrozumieć. Imię dziecka zależy od mocy jaką będzie ono posiadało! Katherina to imię pierwszej najsilniejszej Strazniczki. Musisz nazwać swoją córkę Katherina. Inaczej źle to się dla was skończy- przez niebo przeszła błyskawica i zaczęło mżyć. Oczy Meredith zabłysnęły w ciemności. 

-Draconie nie o tym chciałeś że mną rozmawiać- powiedziała pewnym głosem - chciałeś rozmawiać o tym czy dziecko zostanie oddane pod twoją opiekę. Prawda?- Strażniczka spojrzała na Dracona. Kapłan bawił się swoim medalionem.
 -Niestety znam już odpowiedź. Przykro mi że zwracałem ci głowę. Nie zechcesz zostać na noc? Nie jestem pewien czy starczy ci sił... 
-Mylisz się. Starczy- już składała ręce do zaklęcia kiedy odwróciła się do kapłana i powiedziała - coś jeszcze?- rzuciła mu wzywające spojrzenie. Deszcz nasilił się. Meredith skrzyżowała ręce na piersi. Lekko się skrzywiła. Dziecko musiało kopnąć. Wypowiedziała po cichu formułkę  po niebie przeszła błyskawica a taras spowiła mgła. Kapłan złapał się za skronie. "Meredith nie rób żadnych głupstw. Nie oszukasz przeznaczenia!" Kobieta spowita mgłą odwróciła się i zmroziła spojrzeniem Powołanego. "Draco podjęłam już decyzję- powiedziała spokojnym ale zimnym głosem- Niech już nawet będzie ta Katherina, ale pamiętaj dziewczynka będzie pobierała lekcje u kogo innego! Do widzenia Draco." Odwróciła się by kapłan nie zobaczył łez zrobiła kilka kroków i mgła pochłonęła ją całą. Wraz z królową zniknęła ulewa. Zostały po niej jedynie oklapnięta trawa i gdzieniegdzie kałuże. Przez chwilę kapłan patrzył się w stronę księżyca, a jego usta poruszały się. Potem odwrócił się i skręcił w stronę Świątyni Światłości, by dołączyć do swoich braci.

  Kiedy kapłan zniknął za zakrętem na taras wskoczyła jakaś zakapturzona postać. Oparła się o barierkę i spojrzał na strumień. Woda płynęła już spokojnie, jej szum kołysał do snu. Kobieta, jak się okazało, zdjęła kaptur wypuszczając na zewnątrz burzę poskręcanych rudych włosów. Dotknęła swojego brzucha i pomyślała. "Hayley to nawet ładne imię". Patrzyła jeszcze chwilkę w księżyc, po czym przeskoczyła barierkę i miękko stanęła na polanie. "Nic tu po mnie. Muszę odwiedzić resztę" Po chwili zabłysnął czerwony płomień i w miejscu, gdzie przed chwilą stała została jedynie smuga popiołu.
  Światło księżyca leniwie przyglądało się wydarzeniom dzisiejszej nocy. Strumyk spokojnie wił się między drzewami, a te szumiały leniwie, usypiając ostanie świerszcze. Nikt miał o tym spotkaniu nie wiedzieć jednak kolejnego dnia wszyscy już mówili o królowej Meredith i Dziecku z Przepowiedni....


/Katherina