#LoveLoveEverywhere <3
Miękka, zielona, lekko wilgotna od rosy trawa rozciągała się od szczytu klifu aż do jego podróży. Była bardzo przyjemna w dotyku i Katherina zatraciła się w jej miękkości. Siedziała przodem do morza, a nogi zwisały jej swobodnie około 60 metrów nad ziemią. Fale rozbryzgiwały się i czasami ich siła wyrzucała wodę wysoko w górę mocząc Białowłosą. Widok rozciągający się przed nią zapierał dech w piersiach. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że widać tylko niezliczone kilometry krystalicznie czystej, praktycznie szafirowej pustki, zlewającej się gdzieś tam daleko z jaśniutkim niebem. Jednak kiedy przypatrzyło się dłużej można było rozpoznać zakrzywione wierzchołki gór, falujące morza drzew oraz , kiedy słońce świeciło pod odpowiednim kątem, można było ujrzeć błyszczące drobinki małych perełek porozrzucanych po dnie morza. Dziewczyna pomimo tego, że przychodziła tu codziennie odkąd pokazał jej to miejsce Seraphin, nadal odkrywała je na nowo. No właśnie... Seraphin. Na myśl o przystojnym wampirze na twarz dziewczyny wkradł się nieśmiały uśmiech. Znalazła wśród swoich białych włosów niebieskie pasemko, które pojawiło się kilka dni temu kiedy obudziła się w Sali Księżyca. Jego kolor był bardzo zbliżony do koloru włosów chłopaka, który ostatnio coraz częściej zaprzątał jej myśli. Nikt nie chciał jej powiedzieć nic o tym pasemku, a kiedy pytała o nie Seraphina robił się zmieszany. Lubiła ten jego uśmiech, kiedy się krępował. Lubiła też jak słodko ściągał brwi i marszczył nos kiedy myślał. Potrafiła zatracić się w jego oczach kiedy coś do niej mówił... Zamknęła powoli swoje, pozwalając zmysłom się wyostrzyć. Opanowała tę umiejętność praktycznie do perfekcji, ale nadal zadziwiał ją jej wspaniały słuch i węch. Potrafiła wysłyszeć ocierwjące się o siebie skrzydełka ważki, a dzięki temu potrafiła określić, że ta znajduje się około 10 metrów od niej. Jej zmysły działały na pełnych obrotach. Uszy wyłapywały najmniejszy szelest, nos wyczuwał eksplozję zmieszanych zapachów: od zapachu słonej wody, przeplatającej się z zapachem ryb, przez zapach świeżo koszonej trawy, siana dla koni w pobliskiej stadninie, aż po słodki zapach kwiatów na łące, którą właśnie ktoś szedł. Dziewczyna leżała spokojnie, choć jej serce wyrywało się i wybijało szaleńczey rytm. Poznała sposób w jaki stawia kroki, delikatnie, jakby bał się zniszczyć trawę, po której stąpał. Katherina nie otwierała oczu. Czekała aż przybysz podejdzie bliżej. Podejdzie do niej. Nie bała się go. Nie pierwszy raz przebywała z nim sam na sam. Czekała cierpliwie aż wdrapie się na szczyt klifu i położy się obok. Wiedziała, że to zrobi. Serce wyrywało jej się z piersi i wrzeszczało: CZEKAM NA CIEBIE PALANCIE! ZRÓB COŚ! Poczuła na skórze ciepły podmuch wiatru i usłyszała cichy głos. Kojąco spokojny, ciepły... Jego głos.
-Nie boisz się, że spadniesz? Albo że jedna z rusałek ściągnie cię w dół i zniszczy twoje włosy?- jego dłoń zaczęła delikatnie je muskać, jakby bał się, że rusałki faktycznie robią tak okropne żarty- szkoda by ich było dla jakiejś zazdrosnej nimfy prawda?
-Nie pokazał byś mi Książęcej Perły, gdyby była dla mnie niebezpieczna- powiedziała zadziornie Białowłosa. Przekręciła się tak, aby jej twarz znalazła się naprzeciwko jego. Podparła głowę jasną dłonią i spuściła wzrok- A co ty byś zrobił, gdybym jednak spadła?- na chwilę chłopak zawachał się i ręka, która do tej pory bawiła się kosmykami jej włosów zatrzymała się, by po krótkim momencie znów wrócić do przerwanej czynności.
-Gdybyś spadła dosłownie kilka sekund przed twoim upadkiem byłbym na dole i cię złapał- szczera odpowoedź zbiła z nóg Kath. Usiadła, skrzyżowała nogi i odgarnęła włosy z czoła.
Jako Strażniczka Powietrza potrafiła, jak ma razie, spowolnić swój lot, lub zmiemić kierunek wiatru czy jego temperaturę. Nie próbowała jeszcze skoku z takiej wysokości, ale wiedziała też, że jakoś potem będzie musiała wrócić do domu. Seraphin obserwował ją spod leniwie opadających powiek, choć widziała, że on nie może spać. Chyba.
Jako Strażniczka Powietrza potrafiła, jak ma razie, spowolnić swój lot, lub zmiemić kierunek wiatru czy jego temperaturę. Nie próbowała jeszcze skoku z takiej wysokości, ale wiedziała też, że jakoś potem będzie musiała wrócić do domu. Seraphin obserwował ją spod leniwie opadających powiek, choć widziała, że on nie może spać. Chyba.
-No to spróbuj- powoedziała głosem pełnym mocy, rzucając wyzwanie wampirowi. Podeszła do krawędzi klifu, nie odwracając się do wampira, przechyliła się do przodu i skoczyła.
* Pisane w czasie teraźniejszym w pierwszej osobie*
Powietrze rozpycha moje ciuchy, włosy wlatują mi do oczu. Krzyczę najgłośniej jak potrafię. To uczucie jest takie piękne!
Słony posmak w ustach, chłód na skórze, miliony kolorów błyszczących w świetle słońca.
Widzę kryształowo czystą wodę. Jest coraz bliżej. Czuję na skórze jej chłód.
Nigdzie nie widzę Seraphina. Czyżby nie zrozumiał mojej aluzji?Już dawno powinnam zacząć zwalniać lot.
Zamiast tego przyspieszam na sam koniec .
Czuję na policzkach drobne igiełki mrozu. Zamykam oczy, żeby nie widzieć zbliżającej się lodowatej tafli morza.
Wstrzymuję oddech. Jestem gotowa się zanurzyć. Już powinnam być pod wodą, powinnam roztrzaskać się o kamieniste dno, które dopiero potem zauważyłam.
Jednak tego nie zrobiłam. Poczułam za to silne ramiona wokół swoich i słyszę triumfalny szept
-Mam cię, Księżniczko- uśmiech na jego twarzy jest taki piękny. Dotykam jego czoła swoim. Czuję lekkie mrowienie. Energia. Otwieram oczy i patrzę prosto w jego szaro-niebieskie tak ciemne, że praktycznie granatowe. Widzę iskierki kryjące się gdzieś w ich głębi. Uśmiecham się nieśmiało i zbliżam twarz do jego. Jego usta są tak blisko. Zamykam oczy i delikatnie je całuję.
Czemu wcześniej nie wpadłam na to żeby skoczyć z klifu?
****
Hayley siedziała na polanie, z zadartą do góry głową. Wodziła wzrokiem po ostrych wierzchołkach drzew, zamglonych, aczkolwiek wyraźnych zarysach szczytów górskich, błękitnym, krętym strumyku wypływającym z lasu oraz kwitnących na łące kolorowych kwiatach. Zadziwiająco często jej zielone oczy szukały kojącego ciepła czerwono-żółtego słońca, którego promienie załamywały się w lekko falującej tafli wody, rzucając kolorowe cienie na jej twarz. Wszystko tu było takie idealne, przesycone kolorami! Nie chciało się wierzyć, że ten wspaniały świat- Elsweyr jest na wyciągnięcie ręki! Pomimo piękna, magii i spokoju tego miejsca panna Cantley nie potrafiła do końca się mu poddać. Nawet tu, przy kojącym szumie krystalicznie czystej wody, nie potrafiła odprężyć się na tyle, by odpocząć. Pod tą rudą gęstwiną włosów, kłębiły się tysiące myśli., które nie dawały jej tego komfortu. Ciągle słyszała w głowie ten perlisty śmiech, kiedy zwinne palce pchnęły ją lekko w stronę przepaści i rozszalałego morza. Spadała długo, nadal mając w głowie ten wysoki, denerwujący dźwięk, przypominający jej o tym, że jednak nawet najlepszy przyjaciel może cię zdradzić.
Zamknęła oczy próbując powstrzymać płacz, co nigdy nie wychodziło jej za dobrze. Dziewczyna zaczęła gładzić palcami trawę, próbując wyrównać oddech. Gdzieś między spazmatycznym wdechem, a łkaniem poczuła na sobie czyjś natarczywy wzrok. Poczuła igiełki niepokoju, gdzieś w okolicach żołądka. Wstała powoli,i obracając się w stronę niechcianego gościa. Jej oczy zapłonęły nienawiścią.
-Możecie przekazać Katherinie, że jeszcze jedno poselstwo a spale te jej białe włosy!- wrzasnęła w stronę przybliżających się postaci. Echo jej wściekłego głosu poniosło się po lesie, płosząc zwierzęta pochowane w krzakach. Kiedy intruzi podchodzili bliżej, dziewczynę zaczął ogarniać prawdziwy niepokój. W jej stronę, szli dwaj identycznie ubrani mężczyźnie. Może miała halucynacje? Hayley wydawali się oni znajomi. Miała wrażenie, że już ich wcześniej widziała. Te jasne włosy... Ten sposób chodzenia... Nabrała powietrza w płuca i krzyknęła ponownie.
-Nie zbliżajcie się do mnie!- usłyszała cichy chichot. Starała się go zignorować Przybysze nie zawracali sobie głowy jej krzykami. Patrzyli się na nią z zimnym wyrazem w jasnoniebieskich oczach, które zauważyła dopiero w chwili, gdy zmniejszyli dystans. Do złudzenia przypominały jej oczy jej przyjaciółki.
-Te Lou, widzisz tę małą rudą? Myślisz, że byłby zadowolony?- usłyszała strzępki ich sarkastycznej rozmowy, prawdopodobnie dotyczące jej osoby.
-Wiesz Lee- powiedział drugi z lekkim uśmiechem ukazując śnieżnobiałe zęby- myślę, że byłaby idealna. Powiem ci nawet, że poszłaby wysoko na Rynku- obaj zaczęli się głośno śmiać. Odległość dramatycznie się zmniejszała i panna Cantley powoli traciła wiarę, że da radę im uciec. Nie znała tego lasu, nie wiedziała nawet, gdzie dokładnie się znajduje. Nagle jeden chłopak odłączył się od drugiego.
Rozdzielają się, żeby cię otoczyć. Dawna Banicka sztuczka. Pamiętaj jesteś wściekła.
Dziewczyna nie wiedziała skąd wzięła się ta myśl jednak to jedno zdanie wystarczyło. Zapiekło ją gardło, do oczu napłynęły jej łzy, a ręce... A dokładniej dłonie, zamarzły. Spojrzała na nie spod przymrużonych powiek i zaniemówiła z wrażenia. Spojrzała na braci L i przybrała poważny wyraz twarzy. Wyciągnęła ręce przed siebie celując prosto w klatkę piersiową jednego z nich. Zobaczyła oczekiwany tak długo wyraz strachu, zastąpiony za chwilę wielkim zdziwieniem.Mimo tego chłopacy nadal się zbliżali.
-Lee? Jakaś gorąca sztuka się nam trafiła- powiedział przez zaciśnięte zęby Louis- może Tom w końcu podniesie nam tą marną pensje jak mu ją pokażemy- kolejny drwiący uśmieszek, tym bardziej skierowany prosto do lekko przestraszonej panny Cantley.
- Kochanie... Pójdziesz z nami po dobroci, albo będziemy zmuszeni użyć siły- chłopak zatrzymał się jakieś dwa metry od niej i spojrzał w jej rozpalone zielone oczy- Wiesz. Nikt. Się. Nie. Dowie. Jeśli. Zrobimy. To. - każde słowo, było przepełnione złością i jadem, oraz wielkim napięciem.
- Szybko.- kończąc to słowo, rzucił się na nią. Nie odczuwała bólu. Nie czuła palców ciągnących ją za włosy. Nie czuła sznurów, którymi związali jej nadgarstki. W jej piersi zbierał się żar, który zaraz miała uwolnić jednym donośnym krzykiem, słowem, które już tworzyło się w jej głowie. Upadła na ziemię, zamknęła oczy i odetchnęła z pełnym spokojem. Litery układały się w wyraz w języku, którego nie znała. Już otwierała usta, kiedy poczuła, że nacisk na jej ciało się zmniejszył. Sznury poluzowały się, a ona mogła się z nich wyswobodzić. Otworzyła oczy, które przez tą krótką chwilę miała zamknięte. Nie spodziewała się, że ujrzy to na co właśnie patrzyła.
Ten sarkastyczny dupek Javier, znowu wpieprzał się w jej życie.
Zamknęła oczy próbując powstrzymać płacz, co nigdy nie wychodziło jej za dobrze. Dziewczyna zaczęła gładzić palcami trawę, próbując wyrównać oddech. Gdzieś między spazmatycznym wdechem, a łkaniem poczuła na sobie czyjś natarczywy wzrok. Poczuła igiełki niepokoju, gdzieś w okolicach żołądka. Wstała powoli,i obracając się w stronę niechcianego gościa. Jej oczy zapłonęły nienawiścią.
-Możecie przekazać Katherinie, że jeszcze jedno poselstwo a spale te jej białe włosy!- wrzasnęła w stronę przybliżających się postaci. Echo jej wściekłego głosu poniosło się po lesie, płosząc zwierzęta pochowane w krzakach. Kiedy intruzi podchodzili bliżej, dziewczynę zaczął ogarniać prawdziwy niepokój. W jej stronę, szli dwaj identycznie ubrani mężczyźnie. Może miała halucynacje? Hayley wydawali się oni znajomi. Miała wrażenie, że już ich wcześniej widziała. Te jasne włosy... Ten sposób chodzenia... Nabrała powietrza w płuca i krzyknęła ponownie.
-Nie zbliżajcie się do mnie!- usłyszała cichy chichot. Starała się go zignorować Przybysze nie zawracali sobie głowy jej krzykami. Patrzyli się na nią z zimnym wyrazem w jasnoniebieskich oczach, które zauważyła dopiero w chwili, gdy zmniejszyli dystans. Do złudzenia przypominały jej oczy jej przyjaciółki.
-Te Lou, widzisz tę małą rudą? Myślisz, że byłby zadowolony?- usłyszała strzępki ich sarkastycznej rozmowy, prawdopodobnie dotyczące jej osoby.
-Wiesz Lee- powiedział drugi z lekkim uśmiechem ukazując śnieżnobiałe zęby- myślę, że byłaby idealna. Powiem ci nawet, że poszłaby wysoko na Rynku- obaj zaczęli się głośno śmiać. Odległość dramatycznie się zmniejszała i panna Cantley powoli traciła wiarę, że da radę im uciec. Nie znała tego lasu, nie wiedziała nawet, gdzie dokładnie się znajduje. Nagle jeden chłopak odłączył się od drugiego.
Rozdzielają się, żeby cię otoczyć. Dawna Banicka sztuczka. Pamiętaj jesteś wściekła.
Dziewczyna nie wiedziała skąd wzięła się ta myśl jednak to jedno zdanie wystarczyło. Zapiekło ją gardło, do oczu napłynęły jej łzy, a ręce... A dokładniej dłonie, zamarzły. Spojrzała na nie spod przymrużonych powiek i zaniemówiła z wrażenia. Spojrzała na braci L i przybrała poważny wyraz twarzy. Wyciągnęła ręce przed siebie celując prosto w klatkę piersiową jednego z nich. Zobaczyła oczekiwany tak długo wyraz strachu, zastąpiony za chwilę wielkim zdziwieniem.Mimo tego chłopacy nadal się zbliżali.
-Lee? Jakaś gorąca sztuka się nam trafiła- powiedział przez zaciśnięte zęby Louis- może Tom w końcu podniesie nam tą marną pensje jak mu ją pokażemy- kolejny drwiący uśmieszek, tym bardziej skierowany prosto do lekko przestraszonej panny Cantley.
- Kochanie... Pójdziesz z nami po dobroci, albo będziemy zmuszeni użyć siły- chłopak zatrzymał się jakieś dwa metry od niej i spojrzał w jej rozpalone zielone oczy- Wiesz. Nikt. Się. Nie. Dowie. Jeśli. Zrobimy. To. - każde słowo, było przepełnione złością i jadem, oraz wielkim napięciem.
- Szybko.- kończąc to słowo, rzucił się na nią. Nie odczuwała bólu. Nie czuła palców ciągnących ją za włosy. Nie czuła sznurów, którymi związali jej nadgarstki. W jej piersi zbierał się żar, który zaraz miała uwolnić jednym donośnym krzykiem, słowem, które już tworzyło się w jej głowie. Upadła na ziemię, zamknęła oczy i odetchnęła z pełnym spokojem. Litery układały się w wyraz w języku, którego nie znała. Już otwierała usta, kiedy poczuła, że nacisk na jej ciało się zmniejszył. Sznury poluzowały się, a ona mogła się z nich wyswobodzić. Otworzyła oczy, które przez tą krótką chwilę miała zamknięte. Nie spodziewała się, że ujrzy to na co właśnie patrzyła.
Ten sarkastyczny dupek Javier, znowu wpieprzał się w jej życie.
_____________________________________________________
-Czy to są jakieś żarty?!- wrzeszczała Białowłosa postać w długiej do ziemi koszuli nocnej. Przetarła ręką oczy i spojrzała na osobę stojącą pod jej pokojem. Nie wiedziała czy to sen, czy koszmar. Nie widziała jak ma na to zareagować. Dlatego zareagowała tak gwałtownie. Po chwili strasznie żałowała swojego wybuchu, bała się, że obudziła cały zamek.
-Uznałem, że będzie lepiej jeśli się dowiesz. Przecież to twoja przyjaciółka- chłopak próbował się wytłumaczyć przed rozwścieczoną i do tego śpiącą dziewczyną, która nie zamierzała mu tego puścić płazem. Powinien zatrzymać tę mała, wredną Rudą, zanim poszła na klif. Nie chciał wiedzieć, w jakim konkretnym celu tam szłą . Pamiętał, że dowódca kazał mu pilnować tej Wiedźmy. Nie chciał wylecieć z roboty akurat przez nią!
-Kiedy wyszła? - Białowłosa chwyciła go za ramię i potrząsnęła nim- Gadaj do cholery, bo może zdążę ją dogonić!
-Widziałem ją jakieś pięć minut temu, jak wychodziła z zamku. Nie, wiem czy zna drogę. Ale jest ciemno. Może się zgubi, chyba, że użyje tego czegoś dziwnego w swoich dłoniach- Iriss, bo tak mu było na imię zaczął się jąkać, więc Katherina stwierdziła, że nie warto z nim dłużej rozmawiać. Pobiegła szybko po schodach, skręciła w jeden z korytarzy i zawołała cichutko.
-Seraphinie. Potrzebuję twojej pomocy- nie minęło dziesięć sekund zanim ujrzała koło siebie zdziwioną twarz przystojnego wampira. Miał słodko ściągnięte brwi, w wyrazie nadający mu zdziwiony wyraz twarzy. Patrzył w jej niebieskie oczy. Przeciągała długo tą chwilę napawając się głębią jego oczu. Z wielkim żalem musiała przerwać tą piękną chwilę.
-Katherino gadaj o co chodzi. Przecież widzę, że coś się dzieje.
-Hayley. Ona ucieka.
Heej ! Straaasznie was przepraszam za tak długą przerwę w rozdziałach :C
nie miałam niestety czasu i chyba trochę weny.W każdym bądź razie mam nadzieje, że rozdział się spodoba :3Nie wiem co mam tu pisać.Miałam go zatytułowany " Taki se rozdział świąteczny" ale tak trochę już po świętach :DAle chyba jeszcze nie życzyłam wam szczęśliwego nowego roku? :DMiłej lekturki <3#kochamwas <3 # Martsonps. Dedyk dla Filipa i Pauliny, którzy prawdopodobnie przeczytają ten rozdział jako pierwsi :3
Kurcze, nie miałam pojęcia, że dodasz rozdział :)
OdpowiedzUsuńJest fajnie, fajnie. Lubię ten fragment o Hayley i ostatnie zdanie tego fragmentu.
#JavierObrońca^^
Weeeeny <3
Julson <3
Cóż mogę powiedzieć,rozdział jak zwykle świetny :)) Podoba mi się wątek Seraphina i Kath *.* Bardzo fajny była ta scena na klifie ;) Świetny zwrot akcji z Hayley, widzę ,że będzie się działo ;D Martsonie ,życzę ci weny no i przede wszystkim czasu na to byś mogła pisać i pisać ;))) Oby tak dalej :))) Powodzenia <3
OdpowiedzUsuńPaulina <3
Zazdroszczę talentu do pisania, piękny rozdziałek, bardzo podoba mi się akcja i jak wszystko opisujesz profesionalnie. Oby tak dalej, powodzenia i 3mam kciuki ♥ D
OdpowiedzUsuń