Nagle poczucie bezpieczeństwa bezpowrotnie odeszło a młoda dziewczyna odwróciła się gwałtownie i wbiła wzrok w linię drzew jawiących się kilkanaście metrów za nią. Z jej ust wydobył się jęk, mieszanka strachu i rozpaczy, gdy z lasu zaczęły się wyłaniać pierwsze Cienie. Uśmiech znikł z jej twarzy a jego miejsce zastąpiła zacięta determinacja oraz iskry odwagi w oczach.
Przymknęła na moment oczy i pozwoliła by zmysły się wyostrzyły.
Otaczało ją sześć Cieni.
Miała pewność, że otoczyły ją tylko po to by zadać jej ból, silniejszy niżeli tortury senne, które w ostatnim czasie ją nawiedzały.
Dziewczyna uniosła dumnie głowę, nie pozwalając sobie rozejrzeć się na boki- ten widok napawałby ją jeszcze większym strachem. Opanowując bicie swojego serca odliczyła do dziesięciu.
-Jeśli mnie teraz zabijecie to Strażniczka Powietrza Was znajdzie i usunie z tego świata.- stwierdziła nadzwyczaj spokojnym głosem. Młoda kobieta przeklęła w duchu swoją głupotę, cała jej broń pozostała w zamku.
Chwilę później zdała sobie, że zamiast ogólnego przerażenia wśród Cieni słyszy głośny, mrożący krew do szpiku kości śmiech. Kpina w okrutnych głosach Cieni zaskoczyła dziewczynę, która zaczynała powoli tracić ostrość obrazu. Widoki grozy przed nią zaczęły się zamazywać, postacie Cieni delikatnie migotać.
Przed szereg wystąpiła istota w ciemnym kapturze na ciągnionym na twarz, która pozostawała w mroku. Za pasem błyszczał nóż z wyrytymi czarnymi znakami Starej Księgi, które układały się w długie zdania i cytaty.
W ramionach trzymał średniej postury postać-na pozór nieznajoma dziewczyna miała przeraźliwie bladą twarz oraz długie białe włosy, których końcówki były wyplamione ciemną krwią. W niebieskoszarych oczach odbijało się jednocześnie przerażenie oraz niemalże dziecięce zdziwienie dla tego, co zobaczyła przed śmiercią. Jej ciało było słabe oraz wiotkie a Hayley domyśliła się, że nieznajoma musiała znosić bolesne tortury zanim jej dusza odeszła z tego świata.
Serce panny Cantley zamarło, gdy dłużej przyjrzała się twarzy białowłosej, nieżywej już dziewczyny. Z jej ust wydobył się rozpaczliwy krzyk i rzuciła się przed siebie by wyrwać postać Katheriny z rąk oprawcy w ciemnym kapturze.
Kontury obrazów zaczęły się zamazywać, blednąć lecz Hayley dostrzegła twarz, skrzętnie ukrywaną pod grubą warstwą szorstkiego materiału.
Seraphine.
-Mam nadzieję, że tego nie przeżyjesz.- wysyczała jadowicie w jego stronę i gwałtownie wykonała ruch, przypominający strzepnięcie dłoni, które natychmiast zapłonęły czerwono-złotym ogniem. Języki ognia przeistoczyły się w kulę, którą Hayley z całą swą porywczością wycelowała w serce wampira, a z jej ust wydarł się krzyk cierpienia i tęsknoty za najlepszą przyjaciółką.
-Uspokój się do cholery!
Cichy syk, przypominający groźbę rozległ się w głowie Hayley jak echo. Nieświadomość, było najtrafniejszym określeniem na rudowłosą dziewczynę, zaplątaną w ciepłym, puchatym kocu, którym była owinięta od stóp do szyi. Minęło kilka dłuższych chwil, kiedy dziewczyna zrozumiała, że rzuca się po całej powierzchni łóżka, drżąc przy tym jak paralityk.
Ciemność wlewała się do pomieszczenia, a jedynie słaba księżycowa poświata dawała cień światła padający na dwie postacie, znajdujące się w sypialni. Łóżko cicho skrzypiało, w miarę jak Katherina Cuphenburt pomagała usiąść najlepszej przyjaciółce.
Ta okazała się jednak zbyt słaba i wiotka na utrzymanie kręgosłupa w pionie i Kath zadecydowała o położeniu się na pościeli obok Hayley.
-To był tylko sen, to był tylko sen...-powtarzała uspokajającym tonem, głaskając pannę Cantley po gęstych, rudych włosach. Dziewczyna drżała a spod jej powiek wypływały ciężkie łzy strachu oraz cierpienia.
Ten sen był tak realistyczny...
Dopiero po kilku minutach ciche łkanie ustało. Katherina wywołała wspomnienie krzyków Hayley sprzed kilkunastu minut i skrzywiła się. Wydawało jej się, że słyszała swoje imię w ustach Rudej, zaledwie kilka sekund przed przebudzeniem się dziewczyny.
Białowłosa miała już odejść do swojego pokoju, gdy usłyszała zaspany, lekko drżący głos przyjaciółki.
-Moje dłonie płonęły.-wydusiła z siebie jak dziecko a po dłuższej chwili jej powieki opadły a z malinowych ust wydobyło się chrapanie.
***
-Kto ci dał prawo jazdy?-jęknęła Rudowłosa, czując mdłości na widok "setki" na liczniku. W tamtej chwili przejeżdżały przez las, co chwila pojawiały się śmiercionośne zakręty, a głupia Cuphenburt tylko dociskała pedał gazu. Śpiewała na cały głos piosenki lecące w radiu, podczas gdy Hayley, śmiertelnie blada, ściskała w dłoniach pas bezpieczeństwa a w myślach odmawiała modlitwy, które miały na celu utrzymać ją przy życiu przez następne dziesięć minut.
-OUR LOVE IS DEEP LIKE A 'CHEAVY...-zawyła Cuphenburt i podgłośniła maksymalnie radio, gwałtownie skręcając w prawo. Cantley zacisnęła zęby i oparła głowę o szybę starego seata. Poczciwe auto było niegdyś używane przez dziadka Kath, jednak ten wymienił je na lepszy model a stare oddał w prezencie dla najstarszej wnuczki. Cuphenburt podrasowała nieco auto oraz samodzielnie je przemalowała na barwę wschodzącego słońca .
Białowłosa poczuła wibracje komórki w kieszeni jasnych jeansów i dotknęła opuszkami szarej, nieco rozwalającej się obudowy telefonu. Na wyświetlaczu migał numer telefonu jej matki.
-NIE MOŻNA PROWADZIĆ SAMOCHODU ROZMAWIAJĄC PRZEZ TELEFON!-wrzasnęła Hayley i niemalże wyrwała jej urządzenie z dłoni. Rudowłosa była wściekła, w jej myślach rozgrywała się krwawa wojna, w uszach szumiały wszystkie najbrzydsze wyrazy, które kiedykolwiek słyszała.
-Birdy? Twoja córka jest nienormalna.-już na wstępie poskarżyła się matce Katheriny, rzucając Białowłosej poirytowane spojrzenie. Przyjaciółka nic sobie z tego nie zrobiła, jedynie wesoło podśpiewywała piosenki Britney Spears.
Ley usłyszała szumy i przerywniki podczas rozmowy telefonicznej z Birdy i zmarszczyła brwi widząc czarny wyświetlacz telefonu.
-Komórka ci padła.-mruknęła w stronę Katheriny, po czym pogrzebała chwilę w swojej torbie. Ze zdziwieniem popukała opuszkiem palca w szybkę czarnego urządzenia i zniecierpliwiona odrzuciła je na tylne siedzenie. Jej telefon także nie działał.
Leśny krajobraz zaczął stopniowo zanikać a w oddali zaczęły się majaczyć pierwsze domki. Pomimo początków grudnia nadal nie widać było śniegu, co niezmiernie cieszyło Hayley. W ciągu swojego niemalże osiemnastoletniego życia chodziła do sześciu różnych szkół w sześciu różnych stanach, gdzie co rok musiała zagrzebywać się w wielu metrach śniegu. Stan Floryda charakteryzował się gorącym latem oraz łagodną zimą, co odpowiadało niezwykle Rudowłosej.
-Masz domek nad samym wybrzeżem?-zapytała się zaciekawiona, widząc jak Katherina włącza drogowskaz i próbuje wjechać w dobry zakręt.
-Trochę powyżej... Dziadek kupił nam działkę na wzgórzu, w pobliżu którego jest mnóstwo klifów. Tata i bliźniaki zbudowali domek w miesiąc, efekt jest całkiem niezły.-pokiwała głową Białowłosa i resztę drogi przebyły w ciszy.
Klify.
To było pierwsze słowo Hayley, które pojawiło się w jej myślach, tuż po wyjściu z samochodu. Jak oczarowana opierała się o maskę samochodu, wpatrując się białe stoki, gwałtownie urywające się nad szalejącym morzem o barwie metalicznej szarości. Wiatr był gwałtowniejszy, nieliczne drzewa nieco powyginane pod różnym kątem a kilkadziesiąt metrów od nich majaczył się skromny piętrowy domek, w całości wykonany z drewna. Niektóre listwy okiennic były pomalowane na ciemno bordowy kolor, tak samo drzwi domku.
-Może pójdziemy na spacer?-zaproponowała Ruda, widząc jak Białowłosa wyjmuje z bagażnika ich torby. Twarz Katheriny zmieniła się w mgnieniu oka: z lekko uśmiechniętej do nienaturalnie poważnej. Uniosła brwi i spojrzała się na Hayley tak jakby ta wydała na świat najgłupszy pomysł jaki jej do głowy przyszedł.
-Idziemy o dwudziestej drugiej.-powiedziała wyraziście, czym bardzo upodobniła się do Birdy. W jej oczach zawirowało kilka chłodnych iskierek, które powstrzymały Rudą od zadawania pytań.
Wiatr wiał mocniej niż kiedykolwiek indziej w życiu Hayley. Przez szybę okna widziała jak morska woda obija się boleśnie o nadmorskie skały oraz jak mały huragan jeszcze bardziej wykrzywia sosny rosnące w pobliżu domku turystycznego. Ciemne chmury unosiły się na niebie, co zwiastowało nieuchronną burzę. Jednym słowem, pogoda była beznadziejna.
Rudowłosa spokojnie popijała gorącą herbatę w ulubionym czarnym kubku z wizerunkiem Gandalfa, z Władców Pierścieni. Dziewczyna siedziała na parapecie okna i sennym wzrokiem wpatrywała się w burzowy krajobraz. Starała zachowywać się jak najciszej, gdyż była pewna, że Katherina drzemała na kanapie w swoim pokoju.
Nie wiedziała nawet w jak wielkim jest błędzie.
-Ona się nie zgodzi, nie zgodzi, nie zgodzi.-Białowłosa wyrywała sobie włosy z głowy, rozpaczliwie szeptając te słowa. Kiwała się w przód i tył na krótkiej, szarej kanapie i oddychała ciężko.
Jeszcze nigdy w życiu się tak nie bała.
-Seraphinie, w co ty mnie wplątałeś?-warknęła najciszej jak potrafiła i wyobraziła sobie, że stoi naprzeciwko chłopaka i uderza go z pięści.
Niestety, ten widok nie poprawił jej humoru.
Delikatnie kładąc stopy na drewnianej podłodze, podeszła do drzwi i lekko je odchyliła. Wpatrywała się w spokojną, nic nie przeczuwającą Cantley. Serce Katheriny na moment stanęło po czym zaczęło wybijać nowy, znacznie szybszy rytm.
Będę na was czekał, gdy ostatnie promienie słoneczne schowają się w oceanie.
Katherina z trudem przypomniała sobie ostatnie słowa Seraphina, gdy jej wizyta w innym wymiarze dobiegła końca. Pamiętała jego chłodną dłoń oplatającą jej- ciepłą, o długich smukłych palcach. Stojąc nad klifami i wdychając słoną bryzę oceanu, żałowała, że to koniec. Ile czasu miało minąć aż tam wróci?
-Słyszę twoje serce. Wyrywa się żałośnie z twojej piersi, Katherino.-powiedział tajemniczo i za przykładem koe, zamknął oczy.
-Wrócę szybciej niż myślisz. Tym razem nie tylko ja zobaczę Aramen.-odpowiedziała miękko i wyswobodziła dłoń z uścisku wampira. Nadal nie otwierając szaro-niebieskich oczu zrobiła krok naprzód i bez poczucia lęku, runęła wprost do krystalicznie czystego oceanu.
Mimo iż Seraphine wiedział, że Katherina Cuphenburt jest Strażniczką i nic nie mogło jej się stać, wychylił się za nią i dojrzał w ostatnich ułamkach sekund lotu. Białowłosa miała wymalowany na twarzy spokój, ramiona rozpostarła niczym skrzydła ptaka.
Po kilku minutach chłopak odetchnął. Dziewczyna nie wyłoniła się na powierzchni wody.
-Robi się coraz zimniej, Kath. Czy daleko jeszcze? Czemu nie wrócimy do domu?- Ruda przedzierała się przez ostatnie gęstwiny krzaków. Na jej twarzy malowała się konsternacja oraz niepewność, gdyż przyjaciółka zachowywała się bardzo dziwnie. Niekiedy szaleńczo się uśmiechała i nie mogła przestać się śmiać a zaraz po tym panowała między nimi grobowa cisza, podczas której słychać było głębokie, uspokajające oddechy brane przez Cuphenburt.
Hayley co chwila wyjmowała z gęstych włosów kawałki gałązek drzew czy poczerniałe od mrozu liście. Ubrana była w jedynie niebieskie jeansy oraz sweter, przeplatany złotymi niciami, które doskonale kontrastowały z kolorem jej włosów, teraz opadających na jej plecy.
-Spójrz. Oto i nasz cel.- Białowłosa wskazała palcem na długi rząd klifów, cały czas podmywanych przez wzburzone morze. Hayley zatrzymała się kilka metrów przed końcem skalnego urwiska, gdy Katherina nie miała oporów przed dotarciem do samego końca. Zmrużyła oczy, próbiując cokolwiek dojrzeć w szarej wodzie. Widoczność utrudniały również burzowe chmury zgromadzone nad wybrzeżem wschodniej Ameryki. Białowłosa zaczęła coś liczyć, wspomagając się słowami.
Czas w Aramenie płynął inaczej niż na Ziemi. Podczas, gdy w Jacksonville zapadała ciemna noc, w tamtym świecie była to różnica kilku godzin.
Wszystko będzie dobrze.
-Pamiętasz wszystko co opowiadał nam Seraphine? Hayley, on miał racje. My nawet nie pochodzimy z tego świata.-wybuchnęła nieco nerwowym śmiechem, obserwując mieszaninę uczuć na twarzy przyjaciółki.-Powiedzieli mi, że osiemnaście lat temu cztery kobiety musiały uciekać z Aramenu. Strażniczki, bo tak je tam nazywają, posiadały niewyobrażalnie wielkie moce. Każda z nich umiała sterować żywiołem, który był dla niej przypisany już w chwili jej narodzin. Jedna z kobiet nosiła pod sercem dziecko, pozostałe miały na celu jà ochronić. Słysząc jak wrogie wojska za nimi podążają, kobiety dotarły nad strome wybrzeże i skoczyły z najwyższego klifu, trzymając się za dłonie. Były pewne, że umrą. Ciężko opadły na dno i poczuły jak coś w rodzaju rażącej iskry przebiega po ich ciałach. Dysponowały tak olbrzymią mocą, że nieświadomie stworzyły portal między wymiarami, przez który przeszły.
Nie wiem ile minęło czasu kiedy Strażniczka Powietrze otworzyła oczy. Znalazła się na wybrzeżu na...
-Katherino.-przerwała jej Hayley a jej głos wyrażał litość oraz niedowierzanie. Wsunęła dłonie do kieszeni jeansów i wbiła wzrok w ziemię. Serce wybijało przyśpieszony rytm, a jej klatka piersiowa unosiła się oraz opadała w przyśpieszonym tempie.- Nie wierzę, że wygadujesz takie brednie. Nie chcę wiedzieć kto ci naopowiadał takich bzdur i przykro mi, że w to uwierzyłaś. Robi się zimno, możemy wracać do domu?-ostatnie zdanie powiedziała z naciskiem.
Białowłosa wzięła kilka głębszych oddechów zanim się odezwała. W uszach jej szumiało, miała niejasne wrażenie, że pogoda doskonale opisuje jej nastrój.
Będę na Was czekał, gdy ostatnie promienie słoneczne schowają się w oceanie.
-Żartowałam, Hayley.-niekontrolowane słowa wypłynęły z jej ust nim o nich pomyślała- Podejdź tu i powiedz mi co widzisz.
Kłamstwo nie popłaca ale Katherina nie miała wyboru.
Kłamstwo nie popłaca ale Katherina nie miała wyboru.
Ręką wskazała na wzburzony ocean i udała, że czegoś w nim poszukuje. Z dziecięcą naiwnością Hayley stanęła obok przyjaciółki i zmrużyła oczy by dostrzec to co widziała Cuphenburt.
-Zrób krok do przodu i skup się.-mruknęła Katherina i posłała ku dziewczynie olśniewający uśmiech, który miał jej dodać odwagi.
-Nic nie widzę.
-A wiesz co zobaczysz za mniej niż minutę?-zapytała się tajemniczo, na co Hayley pokręciła głową, okoloną rudymi włosami.
W zielonych oczach rozbłysły iskierki zrozumienia i niedowierzająco otworzyła czerwone usta.
Już czas.
-Pamiętaj by dotknąć stopami dna.-wysyczała jej do ucha Katherina i nie czekając na odpowiedź, położyła dłonie na plecach przyjaciółki i z całej siły zepchnęła ją z klifu.
***
Akcja pisana w pierwszej osobie, czasu teraźniejszego.
Przez ułamki sekund znajduję się w powietrzu, otacza mnie nicość. Ten fakt mnie przeraża, zaczynam przeraźliwie wrzeszczeć.
Bardzo się boję.
Myślę, że gorzej być nie może, do czasu gdy moje stopy nie natrafią na niespokojną morską powłokę. Fale wyglądają jak wściekłe dzikie konie, ociekają morską pianą. Chwilę później konie mnie pochłaniają, z krzykiem na malinowych ustach ląduję pod przeraźliwie zimną wodą. Zewsząd otacza mnie ciemność, w odruchu paniki połykam litry słonej wody.
Opadam.
Nie oddycham.
Ciemność.
Kręci mi się w głowie, z każdą kolejną sekundą coraz mniej czuję. W ostatnich chwilach świadomości słyszę głośny śmiech Katheriny i ogarnia mnie wściekłość.
Zabiłaś mnie, Cuphenburt.
Jestem pewna, że umieram. Nie mam pojęcia ile czasu minęło. Dochodzę do wniosku, że wolałabym umrzeć pod prysznicem z wiecznie gorącą wodą i cytrynowym szamponem we włosach niż otoczona wodorostami i zimną brudną wodą.
Boże, spraw by mama nie smuciła się bardzo z mojego powodu.
W ostatnich przebłyskach świadomości czuję pod butami piaszczyste dno Oceanu Atlantyckiego.
Ciemność.
Ciemność.
***
-Seraphine!-krzyknęła Białowłosa i niemal rzuciła się w objęcia bladego chłopaka, stojącego w wodzie do łydki. Miała trudności z oddychaniem, w jej organizmie zalegało mnóstwo słonej wody. Nie pamiętała aby tak źle się czuła, gdy ostatnim razem znalazła się w Aramenie, prawdopodobnie było to spowodowane tym, że Kath była wtedy nieprzytomna. Oparła się czołem o klatkę piersiową wampira, który ją przytrzymywał i cicho kichnęła. Chłopak zaczął się głośno śmiać i odgarnął dziewczynie białe włosy z twarzy.
-Seraphine!-krzyknęła Białowłosa i niemal rzuciła się w objęcia bladego chłopaka, stojącego w wodzie do łydki. Miała trudności z oddychaniem, w jej organizmie zalegało mnóstwo słonej wody. Nie pamiętała aby tak źle się czuła, gdy ostatnim razem znalazła się w Aramenie, prawdopodobnie było to spowodowane tym, że Kath była wtedy nieprzytomna. Oparła się czołem o klatkę piersiową wampira, który ją przytrzymywał i cicho kichnęła. Chłopak zaczął się głośno śmiać i odgarnął dziewczynie białe włosy z twarzy.
-Nie pamiętam kiedy ostatnio kichnąłem. Chyba jakieś siedemdziesiąt lat temu.-powiedział, nie przestając się śmiać. Panna Cuphenburt nie odpowiedziała, nieświadomie czekając na bicie serca Seraphine'a.
Dziewczyna wstrzymała oddech i przytknęła swoje ucho do klatki piersiowej chłopaka.
Serce nie zabiło.
-Wieczna osiemnastka, forever young i tak dalej...Fajnie, co nie?-mruknął z szerokim uśmiechem.
Nie musiał już się obawiać śmierci.
Białowłosa na chwilę się wyłączyła i wyjrzała zza Seraphina by zobaczyć co się dzieje. Gdzieś tam musiała znajdować się Hayley. Czy będzie bardzo zła ? Katherina już nie mogła czekać. Wiedziała, że dziewczynie nic się nie stanie.
Przed linią drzew znajdował się oddział młodych wojowników, składających się z pięciu młodych mężczyzn, w zasadzie nastolatków oraz jednej dziewczyny o groźnym spojrzeniu. Niedaleko nich znajdowali się kapłani, o długich białych sztach i mądrym spojrzeniu. Jeden z nich uśmiechnął się do Katheriny a ona odwzajemniła ten gest, z małą dozą niepewności.
-Hayley nie dała się przekonać na małą wycieczkę do innego świata?-zakpił wampir, skutecznie wyrywając ją z zadumy. W jednej chwili wszystko wkoło Katheriny zawirowało i pociemniało. Serce przyszłej Strażniczki Powietrza przestało bić na kila długich sekund.
-O czym ty mówisz?-niemalże krzyknęła a jej oczy przypominały wyglądem pięciozłotówki.- Powinna tu być od kilku minut, Seraphine! Rozumiesz ? Stałam tam i upewniłam się, że nie wypłynęła. Seraphine? Zrób coś, do cholery!
Dziewczyna odepchnęła chłopaka i zaczęła rozpaczliwie krzyczeć imię przyjaciółki. Ręce jej drżały, gdy rozpychała nimi wodę wokół siebie. Przed oczami widziała blade ciało dziewczyny, unoszące się gdzieś na powierzchni wody, opuszczone przez wszystkich...
Nieświadomie zaczęła łkać. To była w stu procentach jej wina.
-Weź ją stąd. Natychmiast.-usłyszała za sobą głos nieznoszący sprzeciwu i po krótkiej chwili ktoś złapał ją za ramiona i odwrócił przodem do siebie.
Chłopak był wyższy od Seraphina, promienie słońca łagodnie opadały na jego blondwłosą czuprynę. W niebieskich oczach czaiła się ukryta prośba oraz poirytowanie. Chłopak może i był przystojny, ale zupełnie nie w typie Cupheburt.
-Obiecuję, ze znajdę tą dziewczynę, tylko przestań się wydzierać. Wyjąc nic nie pomożesz, a i tak jesteś zbyt zmęczona by pomóc. Co zamierzasz zrobić ? Płynąć? Chyba tylko po to, żeby się utopić,a uwierz, że kolejny trup nie jest mi do szczęścia potrzebny.-jego nieuprzejmy ton postawił do pionu Katherine, która momentalnie przestała płakać.
-Javier, to Strażniczka Powietrza, powinieneś odnosić się do niej z szacunkiem.-warknął Seraphine, który stanął u boku białowłosej dziewczyny.
-Nie obchodzi mnie kim ona jest, wampirze. Lepiej dla Ciebie będzie jeśli zejdziesz mi z drogi.-odparł niezrażony Javier i zaczął zdejmować z siebie pas z bronią.
Chwilę później już nurkował w krystalicznie czystych wodach Elsweyru.
*******
Akcja pisana w pierwszej osobie, czasu teraźniejszego.
Unoszę się na wodzie, chociaż coraz częściej mam wrażenie, że moje ciało z powrotem chce opaść w morsie głębiny. Jestem zaskoczona, gdyż czuję się dużo lepiej niż... No właśnie.
Czy czas istnieje?
Jak długo tak się unoszę? Czy jeszcze żyję? Czemu jestem sama?
Jestem zbyt wykończona by oddychać czy chociażby ruszyć palcem. Czy to znaczy, że umarłam?
Z tego co pamiętam to człowiek nie żyje, gdy nie oddycha. Powtórzę jeszcze raz, gdyby ktoś zapomniał. Nie oddycham.
Dotąd spokojna woda zaczyna się burzyć, powierzchnia zaczyna drgać. Może to jakaś wielka ryba postanowiła podpłynąć i mnie pożreć? Ta świadomość nie jest taka zła jakby się wydawało. Może wreszcie znikłoby uczucie duszności w płucach, które mnie tak drażni.
To chyba nie jest ryba, a szkoda. Zamiast obślizgłych łusek czuję jak pewne silne ramiona oplatają moją sylwetkę w talii i ciągną moje ciało w bliżej nieokreśloną stronę.
Obraz się urywa, nic nie pamiętam.
Otwieram oczy jakiś czas później, pod palcami czuję drobne ziarna piasku a w ustach słony posmak wody. Nade mną pochyla się jakiś nieznajomy chłopak, dłoń zwija w pięść tak jakby chciał mnie uderzyć. Po chwili dochodzę do wniosku, że wcale się nie myliłam.
- Zrobimy tak: ty zaczniesz oddychać, a ja będę mieć spokojne sumienie.-warczy a ja w ciągu jednej sekundy zaczynam odczuwać niemiłosierny ból brzucha i dopiero teraz zaczynam rozumieć, że chłopak nade mną może nie jest takim sadystą jakby się wydawało.
Zaczynam krztusić się słoną wodą i przez kilka minut jestem zajęta tylko wymiotowaniem morskiej wody. Nie zwracam uwagi na nieuprzejmego chłopaka, przez chwilę wydaje mi się, że uniósł do góry kąciki ust, w akcie zwycięstwa.
Kretyn.
-Przeszkodziłeś mi w umieraniu.-bełkoczę poirytowana, odgarniając mokre włosy z twarzy. Jestem wykończona. Czuję się gorzej niż beznadziejnie, mam pustkę w głowie.
Słaby organizm daje o sobie znać i daje przyzwolenie by moje ciało opadło ciężko na rozgrzany piasek. Promienie słońca oświetlają moją twarz, suszą moje ubrania i wiotkie ciało. Teraz, gdy nie jestem w wodzie uważam, że fale delikatnie obijające się o brzeg to jeden z najpiękniejszych dźwięków na świecie.
- Nienawidzę ratować komukolwiek życia, ludzie nawet nie podziękują tylko powiedzą coś w stylu, że śmierć byłaby lepszym rozwiązaniem. Dobrze Rudzielcu, obiecuję, że następnym razem pozwolę Ci abyś się utopiła i nawet nie kiwnę na to palcem.-odpowiada po chwili, a jego opryskliwy ton wraca na miejsce.
Witamy w Aramenie, Strażniczko.
__________________________________________________________________________________
Nareszcie dodałam rozdział, nie bądźcie na mnie źli :)
Wszystkiego najlepszego w Nowym Rou :)
PS.Dzięki za piękne życzenia, Martson kocham cię <3
Hayley
Dziewczyna wstrzymała oddech i przytknęła swoje ucho do klatki piersiowej chłopaka.
Serce nie zabiło.
-Wieczna osiemnastka, forever young i tak dalej...Fajnie, co nie?-mruknął z szerokim uśmiechem.
Nie musiał już się obawiać śmierci.
Białowłosa na chwilę się wyłączyła i wyjrzała zza Seraphina by zobaczyć co się dzieje. Gdzieś tam musiała znajdować się Hayley. Czy będzie bardzo zła ? Katherina już nie mogła czekać. Wiedziała, że dziewczynie nic się nie stanie.
Przed linią drzew znajdował się oddział młodych wojowników, składających się z pięciu młodych mężczyzn, w zasadzie nastolatków oraz jednej dziewczyny o groźnym spojrzeniu. Niedaleko nich znajdowali się kapłani, o długich białych sztach i mądrym spojrzeniu. Jeden z nich uśmiechnął się do Katheriny a ona odwzajemniła ten gest, z małą dozą niepewności.
-Hayley nie dała się przekonać na małą wycieczkę do innego świata?-zakpił wampir, skutecznie wyrywając ją z zadumy. W jednej chwili wszystko wkoło Katheriny zawirowało i pociemniało. Serce przyszłej Strażniczki Powietrza przestało bić na kila długich sekund.
-O czym ty mówisz?-niemalże krzyknęła a jej oczy przypominały wyglądem pięciozłotówki.- Powinna tu być od kilku minut, Seraphine! Rozumiesz ? Stałam tam i upewniłam się, że nie wypłynęła. Seraphine? Zrób coś, do cholery!
Dziewczyna odepchnęła chłopaka i zaczęła rozpaczliwie krzyczeć imię przyjaciółki. Ręce jej drżały, gdy rozpychała nimi wodę wokół siebie. Przed oczami widziała blade ciało dziewczyny, unoszące się gdzieś na powierzchni wody, opuszczone przez wszystkich...
Nieświadomie zaczęła łkać. To była w stu procentach jej wina.
-Weź ją stąd. Natychmiast.-usłyszała za sobą głos nieznoszący sprzeciwu i po krótkiej chwili ktoś złapał ją za ramiona i odwrócił przodem do siebie.
Chłopak był wyższy od Seraphina, promienie słońca łagodnie opadały na jego blondwłosą czuprynę. W niebieskich oczach czaiła się ukryta prośba oraz poirytowanie. Chłopak może i był przystojny, ale zupełnie nie w typie Cupheburt.
-Obiecuję, ze znajdę tą dziewczynę, tylko przestań się wydzierać. Wyjąc nic nie pomożesz, a i tak jesteś zbyt zmęczona by pomóc. Co zamierzasz zrobić ? Płynąć? Chyba tylko po to, żeby się utopić,a uwierz, że kolejny trup nie jest mi do szczęścia potrzebny.-jego nieuprzejmy ton postawił do pionu Katherine, która momentalnie przestała płakać.
-Javier, to Strażniczka Powietrza, powinieneś odnosić się do niej z szacunkiem.-warknął Seraphine, który stanął u boku białowłosej dziewczyny.
-Nie obchodzi mnie kim ona jest, wampirze. Lepiej dla Ciebie będzie jeśli zejdziesz mi z drogi.-odparł niezrażony Javier i zaczął zdejmować z siebie pas z bronią.
Chwilę później już nurkował w krystalicznie czystych wodach Elsweyru.
*******
Akcja pisana w pierwszej osobie, czasu teraźniejszego.
Unoszę się na wodzie, chociaż coraz częściej mam wrażenie, że moje ciało z powrotem chce opaść w morsie głębiny. Jestem zaskoczona, gdyż czuję się dużo lepiej niż... No właśnie.
Czy czas istnieje?
Jak długo tak się unoszę? Czy jeszcze żyję? Czemu jestem sama?
Jestem zbyt wykończona by oddychać czy chociażby ruszyć palcem. Czy to znaczy, że umarłam?
Z tego co pamiętam to człowiek nie żyje, gdy nie oddycha. Powtórzę jeszcze raz, gdyby ktoś zapomniał. Nie oddycham.
Dotąd spokojna woda zaczyna się burzyć, powierzchnia zaczyna drgać. Może to jakaś wielka ryba postanowiła podpłynąć i mnie pożreć? Ta świadomość nie jest taka zła jakby się wydawało. Może wreszcie znikłoby uczucie duszności w płucach, które mnie tak drażni.
To chyba nie jest ryba, a szkoda. Zamiast obślizgłych łusek czuję jak pewne silne ramiona oplatają moją sylwetkę w talii i ciągną moje ciało w bliżej nieokreśloną stronę.
Obraz się urywa, nic nie pamiętam.
Otwieram oczy jakiś czas później, pod palcami czuję drobne ziarna piasku a w ustach słony posmak wody. Nade mną pochyla się jakiś nieznajomy chłopak, dłoń zwija w pięść tak jakby chciał mnie uderzyć. Po chwili dochodzę do wniosku, że wcale się nie myliłam.
- Zrobimy tak: ty zaczniesz oddychać, a ja będę mieć spokojne sumienie.-warczy a ja w ciągu jednej sekundy zaczynam odczuwać niemiłosierny ból brzucha i dopiero teraz zaczynam rozumieć, że chłopak nade mną może nie jest takim sadystą jakby się wydawało.
Zaczynam krztusić się słoną wodą i przez kilka minut jestem zajęta tylko wymiotowaniem morskiej wody. Nie zwracam uwagi na nieuprzejmego chłopaka, przez chwilę wydaje mi się, że uniósł do góry kąciki ust, w akcie zwycięstwa.
Kretyn.
-Przeszkodziłeś mi w umieraniu.-bełkoczę poirytowana, odgarniając mokre włosy z twarzy. Jestem wykończona. Czuję się gorzej niż beznadziejnie, mam pustkę w głowie.
Słaby organizm daje o sobie znać i daje przyzwolenie by moje ciało opadło ciężko na rozgrzany piasek. Promienie słońca oświetlają moją twarz, suszą moje ubrania i wiotkie ciało. Teraz, gdy nie jestem w wodzie uważam, że fale delikatnie obijające się o brzeg to jeden z najpiękniejszych dźwięków na świecie.
- Nienawidzę ratować komukolwiek życia, ludzie nawet nie podziękują tylko powiedzą coś w stylu, że śmierć byłaby lepszym rozwiązaniem. Dobrze Rudzielcu, obiecuję, że następnym razem pozwolę Ci abyś się utopiła i nawet nie kiwnę na to palcem.-odpowiada po chwili, a jego opryskliwy ton wraca na miejsce.
Witamy w Aramenie, Strażniczko.
__________________________________________________________________________________
Nareszcie dodałam rozdział, nie bądźcie na mnie źli :)
Wszystkiego najlepszego w Nowym Rou :)
PS.Dzięki za piękne życzenia, Martson kocham cię <3
Hayley
......i Martson życzy Happy New Year full of love ♥♥ xoxo
To ♥ jest ♥ piekne ♥ kocham twojnstyl pisania te metafory i w ogóle *_* nie wiem jakimi slowami mam to opisac *_* czekam na wiecej *_*
OdpowiedzUsuńPS. Tak bardzo szekszi zdjecie ♥
Tak samo pomyślałam :D !
UsuńAch, ten nasz piękny Martson <3
co?! @.@ chyba nie @.@
UsuńJEJU :D Julsonie drogi ;) Jestem zachwycona , gdybym cię nie znała powiedziałabym ,że to tekst jakiejś zawodowej pisarki ! Oczarowały mnie twoje opisy , do tego piszesz to wszystko z taką lekkością. Jestem oczarowana , czytałam ten rozdział z wypiekami na twarzy. Widzę ,że coś się kroi między Serephinem a Kath ;)) Cieszę się niezmiernie ;) Cóż życzę wam weny ;)) oraz tego byś dalej się rozwijała, bo jeśli bd pisać tak dalej , to za parę lat kupię twoją pracę w empiku <3 Dziękuję za wrażenia czekam na następny rozdział *.*
OdpowiedzUsuńOrka <333
Nie kupuj w empiku, strasznie się tam przepłaca <3
UsuńPozdrawiam <3
PS.Kroi się nożem, tak :) ?
Jak zwykle, rozdział napisany bardzo porządnie. Z miłą chęcią się go czyta. :)
OdpowiedzUsuńRozwijasz się Julka!
Lots of love, Manson.
Dziękuję Mansonie, ty wiesz, że ja cię kocham <3
Usuń