Kolumny z kryształu,wspaniała marmurowa posadzka oraz sufit w kształcie kopuły, ubarwiony różnymi malowidłami. Hayley z cichym zachwytem wpatrywała się w ustrój Sali Obrad, w którym się znajdowała. Przez duże, gotyckie okna, ozdobione witrażami wlewały się łagodne promienie świetlne, które utrwalały magiczny nastrój pomieszczenia.
Dziewczyna zrobiła krok do przodu i uświadomiła sobie, że stoi na środku sali. Niczym małe dziecko, otworzyła szeroko usta i z ciekawością skupiła wzrok na najciemniejszym obrazie, zawieszonym w głębi Sali Obrad. Jej zielone oczy wpatrywały się z zaskoczeniem w scenę ostatniej bitwy rozgrywanej na polach przed stolicą Aramenu. Autor obrazu umieścił cztery postacie na drugim planie, które z pewnością uciekały. Pierwszą z nich była ciężarna kobieta, ubrana w drogie szaty, kurczowo trzymająca się za brzuch. Drugą kobietą była ciemnowłosa dziewczyna, o kilka lat młodsza od pierwszej. Wydawała się być przewodnikiem, kierowała całą ucieczką, dalej, w głąb lasu. Blondynka za nią, chwytała dłoń ostatniej Strażniczki, o długich ciemnorudych włosach. Wszystkie miały Znak na skórze rąk.
Evanna władała srebrnym mieczem w wolnej dłoni, a wyraz jej twarzy wskazywał na mieszane uczucia. Tak bardzo pragnęła zostać na polu bitwy, dokończyć decydującą walkę o losy kraju, w którym żyła, a była zmuszona odejść, by chronić nienarodzonego, królewskiego dziedzica. Brązowe oczy matki Hayley, były skupione na rzeczy znajdującej się poza obrazem, której nikt inny nie mógł dostrzec....
-Strażniczko, czy aby na pewno nie chcesz czegoś zjeść?- drzwi otworzyły się z głośnym zgrzytem, a do pomieszczenia wsunął się niski mężczyzna, odziany w zwykłe szaty ze złotym inicjałem na ramieniu. W jego głosie znajdowała się wyraźna nuta strachu, a na zmarszczonym czole wystąpiły pierwsze krople potu, które nerwowo ocierał.
Hayley poczuła niewyobrażalne współczucie dla tego człowieka i westchnęła cicho. Wiedziała, że większość ludzi na zamku zwyczajnie się jej boi, czego powodem były coraz częstsze, niekontrolowane wybuchy mocy oraz nieprzyjemne zachowanie. Wyrzuty sumienie dawały o sobie znać, więc dziewczyna starała się traktować z szacunkiem każdą osobę, która nie była winna, że przymusowo znalazła się w Aramenie. Z całych sił starała się ignorować Katherinę, która za często pojawiała się w jej pokoju oraz Seraphina, który jak zwykle działał jej na nerwy.
Ta dwójka nie miała żadnych wyrzutów z powodu swojego czynu, co jeszcze bardziej raniło Hayley.
-Nie, dziękuję.-odpowiedziała, siląc się na uśmiech i utrzymywała go do czasu pośpiesznego zamknięcia drzwi przez służbę. Wówczas uniosła sukienkę i usiadła na zimnej posadzce, dbając by tkanina się nie zgniotła.
Magiczny nastrój połączenia się ze zmarłą matką zniknął, pomieszczenie straciło ponad połowę swojego uroku. Dziewczyna jeszcze przez chwilę wpatrywała się w postać Evanny i starała się zapamiętać zarys brązowych oczu, które niezmiennie kojarzyły się jej z czymś dobrym.
Samotność dobrze wpływała na pannę Cantley, dziewczyna nareszcie miała czas by spokojnie pomyśleć nad wydarzeniami z ostatnich dni.
Została dwa razy uratowana przez Javiera, który został jej młodszym mentorem, asystentem, ochroniarzem i przewodnikiem po Aramenie.
O mało nie podpaliła pokoju, gdyż przestraszyła się członków Rady. Była pewna, że chcą jej zrobić krzywdę.
Poznała Rothena, do którego od razu poczuła sympatię. Był pierwszą osobą, która rozumiała jej sytuację i jej z tego powodu współczuła.
Dziewczyna zrobiła krok do przodu i uświadomiła sobie, że stoi na środku sali. Niczym małe dziecko, otworzyła szeroko usta i z ciekawością skupiła wzrok na najciemniejszym obrazie, zawieszonym w głębi Sali Obrad. Jej zielone oczy wpatrywały się z zaskoczeniem w scenę ostatniej bitwy rozgrywanej na polach przed stolicą Aramenu. Autor obrazu umieścił cztery postacie na drugim planie, które z pewnością uciekały. Pierwszą z nich była ciężarna kobieta, ubrana w drogie szaty, kurczowo trzymająca się za brzuch. Drugą kobietą była ciemnowłosa dziewczyna, o kilka lat młodsza od pierwszej. Wydawała się być przewodnikiem, kierowała całą ucieczką, dalej, w głąb lasu. Blondynka za nią, chwytała dłoń ostatniej Strażniczki, o długich ciemnorudych włosach. Wszystkie miały Znak na skórze rąk.
Evanna władała srebrnym mieczem w wolnej dłoni, a wyraz jej twarzy wskazywał na mieszane uczucia. Tak bardzo pragnęła zostać na polu bitwy, dokończyć decydującą walkę o losy kraju, w którym żyła, a była zmuszona odejść, by chronić nienarodzonego, królewskiego dziedzica. Brązowe oczy matki Hayley, były skupione na rzeczy znajdującej się poza obrazem, której nikt inny nie mógł dostrzec....
-Strażniczko, czy aby na pewno nie chcesz czegoś zjeść?- drzwi otworzyły się z głośnym zgrzytem, a do pomieszczenia wsunął się niski mężczyzna, odziany w zwykłe szaty ze złotym inicjałem na ramieniu. W jego głosie znajdowała się wyraźna nuta strachu, a na zmarszczonym czole wystąpiły pierwsze krople potu, które nerwowo ocierał.
Hayley poczuła niewyobrażalne współczucie dla tego człowieka i westchnęła cicho. Wiedziała, że większość ludzi na zamku zwyczajnie się jej boi, czego powodem były coraz częstsze, niekontrolowane wybuchy mocy oraz nieprzyjemne zachowanie. Wyrzuty sumienie dawały o sobie znać, więc dziewczyna starała się traktować z szacunkiem każdą osobę, która nie była winna, że przymusowo znalazła się w Aramenie. Z całych sił starała się ignorować Katherinę, która za często pojawiała się w jej pokoju oraz Seraphina, który jak zwykle działał jej na nerwy.
Ta dwójka nie miała żadnych wyrzutów z powodu swojego czynu, co jeszcze bardziej raniło Hayley.
-Nie, dziękuję.-odpowiedziała, siląc się na uśmiech i utrzymywała go do czasu pośpiesznego zamknięcia drzwi przez służbę. Wówczas uniosła sukienkę i usiadła na zimnej posadzce, dbając by tkanina się nie zgniotła.
Magiczny nastrój połączenia się ze zmarłą matką zniknął, pomieszczenie straciło ponad połowę swojego uroku. Dziewczyna jeszcze przez chwilę wpatrywała się w postać Evanny i starała się zapamiętać zarys brązowych oczu, które niezmiennie kojarzyły się jej z czymś dobrym.
Samotność dobrze wpływała na pannę Cantley, dziewczyna nareszcie miała czas by spokojnie pomyśleć nad wydarzeniami z ostatnich dni.
Została dwa razy uratowana przez Javiera, który został jej młodszym mentorem, asystentem, ochroniarzem i przewodnikiem po Aramenie.
O mało nie podpaliła pokoju, gdyż przestraszyła się członków Rady. Była pewna, że chcą jej zrobić krzywdę.
Poznała Rothena, do którego od razu poczuła sympatię. Był pierwszą osobą, która rozumiała jej sytuację i jej z tego powodu współczuła.
Kim tak naprawdę była?
Jej życie diametralnie zmieniło się w zaledwie trzy dni. Zepchnięta w głąb oceanu, zdradzona przez najbliższą przyjaciółkę, wyniesiona ze słonej wody przez sarkastycznego chłopaka, który uważał się za nie wiadomo kogo. Wielkie zaskoczenie, to przecież nie ten sam świat co wcześniej!
Później lawina informacji, krzyki niedowierzania, brak zrozumienia przez każdego kto ją wtedy poznał.
Czy ci głupcy naprawdę myśleli, że ona będzie się cieszyć z przybycia do świata, o którym jej się nawet nie śniło ?
Dziewczyna poczuła się w pewnej chwili bardzo senna i usiadła na zimnej podłodze, korzystając z chwil samotności. Nie zauważyła, gdy jej powieki zaczęły się kleić, a ona odpłynęła
Jej życie diametralnie zmieniło się w zaledwie trzy dni. Zepchnięta w głąb oceanu, zdradzona przez najbliższą przyjaciółkę, wyniesiona ze słonej wody przez sarkastycznego chłopaka, który uważał się za nie wiadomo kogo. Wielkie zaskoczenie, to przecież nie ten sam świat co wcześniej!
Później lawina informacji, krzyki niedowierzania, brak zrozumienia przez każdego kto ją wtedy poznał.
Czy ci głupcy naprawdę myśleli, że ona będzie się cieszyć z przybycia do świata, o którym jej się nawet nie śniło ?
Dziewczyna poczuła się w pewnej chwili bardzo senna i usiadła na zimnej podłodze, korzystając z chwil samotności. Nie zauważyła, gdy jej powieki zaczęły się kleić, a ona odpłynęła
-Co ty wyprawiasz?-mruknęła zaspanym, lecz oburzonym głosem w stronę wysokiej postaci, która trzymała ja w ramionach. Nieporadnie spróbowała wstać, jednak muskularne ramiona jej na to nie pozwoliły, zacieśniając dystans między nimi.
-Zasnęłaś tam, a ja nie zamierzam spędzić całej nocy w Sali Obrad na pilnowaniu Ciebie.-warknął nieprzyjemnie blondyn i z zadziwiającą łatwością wszedł na pierwszy stopień schodów.
-Umiem chodzić.-odpowiedziała Hayley, posługując się tym samym tonem głosu co Javier. Jej wykonanie wyszło o wiele bardziej żałośnie, gdyż dziewczyna nigdy nie potrafiła wyrażać jasno swoich poglądów, a jeśli już to robiła, to wychodził jeszcze większy dramat niż wcześniej.
Chłopak nie odpowiedział, kierując się w stronę trzeciego piętra gdzie mieszkała tymczasowo panna Cantley. Rudowłosa pogrążyła się w ciszy, dopiero teraz czując zalety sytuacji. Z powrotem przymknęła powieki i ziewnęła najciszej jak potrafiła, usypiana w rytm kroków pokonywanych przez tego zarozumiałego, kłamliwego, niemiłego...
-Jesteśmy na miejscu, księżniczko.-sarkazm w jego głosie odbijał się niczym echo. Dopiero po chwili, gdy nie otrzymał odpowiedzi, zrozumiał, że Strażniczka Ognia ponownie zasnęła w jego ramionach. Z niecierpliwością otworzył drzwi do małej komnaty o kształcie idealnego kwadrata i położył irytującego rudzielca na twardym materacu, ustawinym w rogu pokoju. Po kilku sekundach chłopak się wyprostował i poczuł zimny dreszcz na plecach, który przebiegał przez jego ciało niczym błyskawica. W pokoju było wyjątkowo zimno, a okna nieszczelne.
Javier westchnął i w porywie szlachetności ściągnął wierzchni płaszcz o srebrnych inicjałach na piersi i okrył nim śpiącą dziewczynę, sprawdzając uprzednio temperaturę dłoni Rudowłosej. Pokręcił głową i po chwili wyszedł, mrucząc pod nosem coś o "zimnych nocach". Zamknął skrzypiące drzwi komnaty i kilka sekund później rozpoczął swój zwykły patrol po zamku, często zatrzymując się przy pokoju teoretycznie nieznajomej dziewczyny.
Przez chwilę nasłuchiwał czy aby wszystko jest w porządku i wracał do zwykłych czynności.
-Zasnęłaś tam, a ja nie zamierzam spędzić całej nocy w Sali Obrad na pilnowaniu Ciebie.-warknął nieprzyjemnie blondyn i z zadziwiającą łatwością wszedł na pierwszy stopień schodów.
-Umiem chodzić.-odpowiedziała Hayley, posługując się tym samym tonem głosu co Javier. Jej wykonanie wyszło o wiele bardziej żałośnie, gdyż dziewczyna nigdy nie potrafiła wyrażać jasno swoich poglądów, a jeśli już to robiła, to wychodził jeszcze większy dramat niż wcześniej.
Chłopak nie odpowiedział, kierując się w stronę trzeciego piętra gdzie mieszkała tymczasowo panna Cantley. Rudowłosa pogrążyła się w ciszy, dopiero teraz czując zalety sytuacji. Z powrotem przymknęła powieki i ziewnęła najciszej jak potrafiła, usypiana w rytm kroków pokonywanych przez tego zarozumiałego, kłamliwego, niemiłego...
-Jesteśmy na miejscu, księżniczko.-sarkazm w jego głosie odbijał się niczym echo. Dopiero po chwili, gdy nie otrzymał odpowiedzi, zrozumiał, że Strażniczka Ognia ponownie zasnęła w jego ramionach. Z niecierpliwością otworzył drzwi do małej komnaty o kształcie idealnego kwadrata i położył irytującego rudzielca na twardym materacu, ustawinym w rogu pokoju. Po kilku sekundach chłopak się wyprostował i poczuł zimny dreszcz na plecach, który przebiegał przez jego ciało niczym błyskawica. W pokoju było wyjątkowo zimno, a okna nieszczelne.
Javier westchnął i w porywie szlachetności ściągnął wierzchni płaszcz o srebrnych inicjałach na piersi i okrył nim śpiącą dziewczynę, sprawdzając uprzednio temperaturę dłoni Rudowłosej. Pokręcił głową i po chwili wyszedł, mrucząc pod nosem coś o "zimnych nocach". Zamknął skrzypiące drzwi komnaty i kilka sekund później rozpoczął swój zwykły patrol po zamku, często zatrzymując się przy pokoju teoretycznie nieznajomej dziewczyny.
Przez chwilę nasłuchiwał czy aby wszystko jest w porządku i wracał do zwykłych czynności.
Kilka sekund po wyjściu chłopaka, Hayley otworzyła zielone oczy i z zaskoczeniem zaczęła badać fakturę ciepłego płaszcza, którym była dokładnie okryta.
A więc Javier jednak posiadał jakiekolwiek uczucia.
A więc Javier jednak posiadał jakiekolwiek uczucia.
***
Ciche pukanie do sosnowych drzwi momentalnie zbudziło Rothena ze zwykłej, popołudniowej drzemki. Zmarszczył brwi i z narastającą ciekawością wstał z błękitniej sofy, przy okazji rozglądając się czy w salonie nie panuje za duży bałagan na przyjmowanie gości. Prace uczniów z zeszłego semestru, jakieś stare dokumenty, ciężkie tomiska książek porozwalane na podłodze.. A gdzieś pod stołem filiżanka z letnią herbatą.
Starzec otworzył zasuwę drzwi, wolną ręką poprawiając poły ciemnoszarej szaty, o kolorze niemalże takiej samej jak jego wąsy.
-Dzień dobry.-na wypłowiałej wycieraczce stała Strażniczka Ognia, a na twarzy miała wymalowane dwa wielkie rumieńce, o barwie takiej samej jak kolor jej włosów. Dłonie miała wsunięte w kieszenie płaszcza, pewnie od kogoś pożyczonego, gdyż był o kilka razy na nią za duży. Ruda wydawała się być nieco speszona, uciekała spojrzeniem od wzroku Rothena.
-Witaj.-uśmiechnął się z wyraźną sympatią, która dodała nieco otuchy dziewczynie.-Co Cię tu do mnie sprowadza?
-Jeśli ma pan chwilę, to chciałabym porozmawiać, gdyż mam wiele pytań, na które nikt nie chce odpowiedzieć.-wymuszonym ruchem uniosła kąciki ust i drżącą dłonią odgarnęła ciemnorudy kosmyk, który opadł na jej twarz.
Rothen skinął głową i swobodnym gestem zaprosił dziewczynę do mieszkania. W ciągu kilku minut zaparzył imbryk herbaty, sprzątnął stolik w salonie oraz przypadkiem potknął się o tom "Jak hodować ryby zimą? , przyprawiając Strażniczkę o atak paniki.
-Wszystko dobrze? Nic się nie stało? A może powinnam kogoś zawołać? -zapytała się kilkakrotnie, przejmując tacę z wyszczerbionym imbryczkiem z rąk Rothena. Dopiero po dziesięciu minutach, oboje spokojnie zasiedli w dwóch fotelach naprzeciwko kominka i ustalili zasadę "pytanie za pytanie". Mimo zadziwiającej sympatii do Rothena, dziewczyna nadal zachowywała pewną dozę ostrożności, nieufności.
- Ile masz lat?-zapytał się od niechcenia starzec, nalewając parującej herbaty do niebieskiej filiżanki.
-Niedługo osiemnaście, tylko kilka miesięcy dzieli mnie od urodzin.-odpowiedziała automatycznie Rudowłosa, prostując się oraz zakładając nogę na nogę, niczym arystokratyczna dama z XIX wieku
-Teraz moja kolej. Kim do cholery jasnej są Strażniczki, gdzie dokładnie znajduje się Aramen i w jaki sposób mogę zatrzymać to...coś, co we mnie siedzi ?
-To są trzy pytania a nie jedno.-uśmiechnął się Rothen i z dobrodusznością w oczach, przechylił się w stronę Hayley- Pierniczka?
Mina Rudej w tamtym momencie nie zniechęciła go do dalszej współpracy i z nienawykłą werwą poszedł do kuchni, by po chwili podać talerz zapełniony najlepszymi ciastkami od Vespucciego. Cukiernik słynął ze swoich wypieków aż po granice całego Elwesyeru, a przy okazji był jednym z jego dobrych znajomych.
-Ze Strażniczkami wiąże się bardzo długa i szczegółowa legenda, a my nie możemy poświęcić na to tak dużo czasu ile chcesz, gdyż z pewnością masz jeszcze wiele innych pytań. Mówi się, ze dawno temu ludzie w Aramenie nie potrafili osiedlać się nigdzie na stałe, gdyż żywioły ich wykańczały. Ogień spopielał ich wioski, zaciekłe tornada porywał najbardziej kochanych, woda powodowała potopy, a to wszystko chłonęła ziemia, która rozłamywała się pod ciężarem tych zdarzeń.
Wtedy pojawiła się magia. Była ona obecna od zawsze, jednak dopiero wtedy zaczęto się nią posługiwać. Drobne, czasami większe nadnaturalne talenty, niekiedy dziedziczone.. Tą grupę nazwano Utalentowanymi. W dzisiejszych czasach jest ich naprawdę dużo, niemalże na każdym kroku możesz spotkać takiego Utalentowanego. Mniej więcej w tamtym czasie pojawiły się Strażniczki, znacząco różniące się od Utalentowanych. Były przede wszystkim piękne, posiadały swój urok, w oczach kryły się zawsze iskierki radości.. Zostały obdarzone mocą opanowania wybranych żywiołów, które zostały im przypisane w momencie narodzin. Strażniczko Ognia, wiesz teraz kim jesteś?
Jesteś ogniem, ale ogień nie jest tobą.
W pewnym momencie swojego życia Strażniczka nagle odczuwała potrzebę oddania mocy innej Strażniczce, specjalnie przez siebie wybranej. Ludzie mówią, że Strażniczki ostrzegał sam Anioł Śmierci, który wskazywał, że to już czas, kiedy trzeba rozstać się z mocą, przekazać ją dalej. Mniej więcej rok ją uczyła, inspirowała i w specjalnym rytuale oddawała swoją moc, oddając jednocześnie cząstkę jej samej. Tobie nikt jej nie przekazał, prawda?
Ty się z nią urodziłaś.
W salonie zapadła długa cisza, przerywana gwałtownymi oddechami Hayley, która drżała pod wpływem nieoczekiwanych emocji. Paznokcie wbijała w oparcie fotela, nie mogąc nad sobą zapanować. Czuła się przytłoczona nadmiarem informacji, które wywróciły jej życie do góry nogami.
Jeszcze kilka dni temu była prawdziwą Hayley Cantley- dziewczyną słabą z matematyki, która nawet nie potrafiła wymienić nazwisk kolegów z klasy, będącą również jedną z tych osób, które potykały się o piłkę na zajęciach sportowych. Jednocześnie kochała czytać książki, spać z kotem oraz pić truskawkowe koktajle zrobione przez mamę.
Starzec otworzył zasuwę drzwi, wolną ręką poprawiając poły ciemnoszarej szaty, o kolorze niemalże takiej samej jak jego wąsy.
-Dzień dobry.-na wypłowiałej wycieraczce stała Strażniczka Ognia, a na twarzy miała wymalowane dwa wielkie rumieńce, o barwie takiej samej jak kolor jej włosów. Dłonie miała wsunięte w kieszenie płaszcza, pewnie od kogoś pożyczonego, gdyż był o kilka razy na nią za duży. Ruda wydawała się być nieco speszona, uciekała spojrzeniem od wzroku Rothena.
-Witaj.-uśmiechnął się z wyraźną sympatią, która dodała nieco otuchy dziewczynie.-Co Cię tu do mnie sprowadza?
-Jeśli ma pan chwilę, to chciałabym porozmawiać, gdyż mam wiele pytań, na które nikt nie chce odpowiedzieć.-wymuszonym ruchem uniosła kąciki ust i drżącą dłonią odgarnęła ciemnorudy kosmyk, który opadł na jej twarz.
Rothen skinął głową i swobodnym gestem zaprosił dziewczynę do mieszkania. W ciągu kilku minut zaparzył imbryk herbaty, sprzątnął stolik w salonie oraz przypadkiem potknął się o tom "Jak hodować ryby zimą? , przyprawiając Strażniczkę o atak paniki.
-Wszystko dobrze? Nic się nie stało? A może powinnam kogoś zawołać? -zapytała się kilkakrotnie, przejmując tacę z wyszczerbionym imbryczkiem z rąk Rothena. Dopiero po dziesięciu minutach, oboje spokojnie zasiedli w dwóch fotelach naprzeciwko kominka i ustalili zasadę "pytanie za pytanie". Mimo zadziwiającej sympatii do Rothena, dziewczyna nadal zachowywała pewną dozę ostrożności, nieufności.
- Ile masz lat?-zapytał się od niechcenia starzec, nalewając parującej herbaty do niebieskiej filiżanki.
-Niedługo osiemnaście, tylko kilka miesięcy dzieli mnie od urodzin.-odpowiedziała automatycznie Rudowłosa, prostując się oraz zakładając nogę na nogę, niczym arystokratyczna dama z XIX wieku
-Teraz moja kolej. Kim do cholery jasnej są Strażniczki, gdzie dokładnie znajduje się Aramen i w jaki sposób mogę zatrzymać to...coś, co we mnie siedzi ?
-To są trzy pytania a nie jedno.-uśmiechnął się Rothen i z dobrodusznością w oczach, przechylił się w stronę Hayley- Pierniczka?
Mina Rudej w tamtym momencie nie zniechęciła go do dalszej współpracy i z nienawykłą werwą poszedł do kuchni, by po chwili podać talerz zapełniony najlepszymi ciastkami od Vespucciego. Cukiernik słynął ze swoich wypieków aż po granice całego Elwesyeru, a przy okazji był jednym z jego dobrych znajomych.
-Ze Strażniczkami wiąże się bardzo długa i szczegółowa legenda, a my nie możemy poświęcić na to tak dużo czasu ile chcesz, gdyż z pewnością masz jeszcze wiele innych pytań. Mówi się, ze dawno temu ludzie w Aramenie nie potrafili osiedlać się nigdzie na stałe, gdyż żywioły ich wykańczały. Ogień spopielał ich wioski, zaciekłe tornada porywał najbardziej kochanych, woda powodowała potopy, a to wszystko chłonęła ziemia, która rozłamywała się pod ciężarem tych zdarzeń.
Wtedy pojawiła się magia. Była ona obecna od zawsze, jednak dopiero wtedy zaczęto się nią posługiwać. Drobne, czasami większe nadnaturalne talenty, niekiedy dziedziczone.. Tą grupę nazwano Utalentowanymi. W dzisiejszych czasach jest ich naprawdę dużo, niemalże na każdym kroku możesz spotkać takiego Utalentowanego. Mniej więcej w tamtym czasie pojawiły się Strażniczki, znacząco różniące się od Utalentowanych. Były przede wszystkim piękne, posiadały swój urok, w oczach kryły się zawsze iskierki radości.. Zostały obdarzone mocą opanowania wybranych żywiołów, które zostały im przypisane w momencie narodzin. Strażniczko Ognia, wiesz teraz kim jesteś?
Jesteś ogniem, ale ogień nie jest tobą.
W pewnym momencie swojego życia Strażniczka nagle odczuwała potrzebę oddania mocy innej Strażniczce, specjalnie przez siebie wybranej. Ludzie mówią, że Strażniczki ostrzegał sam Anioł Śmierci, który wskazywał, że to już czas, kiedy trzeba rozstać się z mocą, przekazać ją dalej. Mniej więcej rok ją uczyła, inspirowała i w specjalnym rytuale oddawała swoją moc, oddając jednocześnie cząstkę jej samej. Tobie nikt jej nie przekazał, prawda?
Ty się z nią urodziłaś.
W salonie zapadła długa cisza, przerywana gwałtownymi oddechami Hayley, która drżała pod wpływem nieoczekiwanych emocji. Paznokcie wbijała w oparcie fotela, nie mogąc nad sobą zapanować. Czuła się przytłoczona nadmiarem informacji, które wywróciły jej życie do góry nogami.
Jeszcze kilka dni temu była prawdziwą Hayley Cantley- dziewczyną słabą z matematyki, która nawet nie potrafiła wymienić nazwisk kolegów z klasy, będącą również jedną z tych osób, które potykały się o piłkę na zajęciach sportowych. Jednocześnie kochała czytać książki, spać z kotem oraz pić truskawkowe koktajle zrobione przez mamę.
A Katherina? Ona, owszem, stała się ważnym i nieodłącznym elementem życia panny Cantley a Białowłosa od razu uwierzyła Seraphinowi, bezmyślnemu, o lekkim stylu życia...
Czemu jemu? Nie znała go przecież, nie miała z nim żadnych powiązań.
Czemu nie chciała uwierzyć Jej, Hayley Cantley, która zawzięcie chciała pozostać w zaciszu własnego kąta, bojąc się przed poznaniem prawdy, która mogłaby zrujnować cały jej świat?
-Nie wiem czy chcę tu zostać.-mruknęła cicho, kurczowo ściskając ciepłą filiżankę- Wszystko tu napawa mnie przerażeniem ale mówiąc szczerze, ja sama jestem przerażająca. Ta moc mnie wykończy albo sprawi, że będę silniejsza niż kiedykolwiek, prawda?-zakończyła pytaniem retorycznym, wbijając pusty wzrok w ścianę pomieszczenia.
Nigdy nie czuła się tak samotna jak w tamtej chwili.
Przewodniczący Rady był bardzo zamyślony, w chwili, gdy usłyszał ciche pukanie do drzwi. Natychmiast zapomniał o dawnej sprawie z Meredith, gdy ujrzał w progu sylwetkę Rothena, który dzierżył w dłoni plik jakiś dokumentów. Jego zaskoczenie osiągnęło zenitalny poziom, kiedy usłyszał w jakiej sprawie przyszedł jeden z Utalentowanych, a przy okazji nauczyciel wiedzy ogólnej.
-Rothen, nie wiem czy to dobry pomysł. Wszyscy wiemy, że jest niechętna do współpracy, a przy tym jej wybuchy mocy są nieoczekiwane i niebezpieczne. Poza tym ona nie chce zostać w Aramenie..-
Przewodniczący próbował użyć najsilniejszych argumentów, na jakie go było stać. W prawej dłoni trzymał p dokument, wykonany z wysokiej jakości papieru, a u dołu widniał podpis jednego z członków Rady.
Przewodniczący próbował użyć najsilniejszych argumentów, na jakie go było stać. W prawej dłoni trzymał p dokument, wykonany z wysokiej jakości papieru, a u dołu widniał podpis jednego z członków Rady.
-Daj mi zgodę na zostanie jej mentorem, a obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy by została w Aramenie i wyszkoliła się na Strażniczkę.-głos starca był spokojny, lecz stanowczy- Draconie, postaw się w mojej sytuacji. Po śmierci Annie stałem się całkowicie bezużyteczny, odganiacie mnie od wszelkich prac w Akademii, nawet tęsknie za sprawdzaniem prac studentów. Ile można siedzieć w pokoju, w którym ciągle czuje się obecność osoby, którą tak się kochało...?
Strażniczka sama mnie odwiedziła, chciała porozmawiać. Też jest samotna, wiesz? Daj mi miesiąc. Proszę.
Strażniczka sama mnie odwiedziła, chciała porozmawiać. Też jest samotna, wiesz? Daj mi miesiąc. Proszę.
W szaroniebieskich oczach odbijało się zdziwienie uporem mężczyzny. Draco zmierzwił sobie jasne włosy na czubku głowy i westchnął głośno, chwytając długopis. Na widok składanego podpisu na dokumencie, Rothen poczuł, że jego dotychczasowe życie ulegnie zmianie, ale czy ta zmiana miała wyjść mu na dobre?
-Drogi Javierze, dziękuję Ci za twoją hojność, to było dla mnie bardzo miłe, że nareszcie było mi w nocy ciepło...? Nie, to beznadziejne. Bierz to, dzięki wielkie, mów jak będę się mogła odwdzięczyć. Nieee, to też brzmi tak jakoś na odwal. Najlepiej nic mu nie powiem, a najlepiej nie oddam płaszcza.-burknęła, odrzucając część ubrania na łóżko. Usiadła na taborecie i zerknęła na brudne lustro, w którym widziała kontury swojej twarzy.
Smutne zielone oczy, tłuste rude włosy nieumiejętnie spięte w rozwalającego się koka... Zdecydowanie to nie była ta sama dziewczyna, która kilka dni temu siedziała w aucie Katheriny Cuphenburt, modląc się o przeżycie.
Jej filozoficzne myśli przerwało pukanie do drzwi, które z sekundy na sekundę stawało się coraz bardziej natarczywe. Dziewczyna uniosła brwi i z poczuciem strachu wstała z taboretu. Nie miała zaufanie do ludzi, którzy zamieszkiwali tą dziwną krainę. Hayley miała cichą nadzieję, że to może przyszła Katherina, która chce się pogodzić, jednak prawda okazała się inna.
-Odzyskam wreszcie mój płaszcz?-blondwłosy chłopak wtargnął go pomieszczenia niczym burza, a wraz z nim Hayley poczuła zapach sosnowych igieł i orzeźwiającej mięty. Gdyby dziewczyna miała dobry humor, z pewnością chciałaby wdychać tą woń jak najdłużej by się dało.
Mała zmiana: Javier jednak nie ma uczuć albo posiada tylko te negatywne.
-Chciałam ci go oddać ale nigdzie Cię nie znalazłam. To nie moja wina, że zachciało Ci się być bohaterem i mi go dałeś, Javier.-warknęła cicho, podając mu miękkie odzienie. Dopiero teraz zauważyła, że ubranie jest przesiąknięte zapachem tego blondwłosego kretyna. Najgorsze było to, że ten zapach bardzo jej się podobał.
-Gdybyś się chociaż postarała Strażniczko...-westchnął z lekceważeniem i z łatwością włożył na siebie płaszcz- Daję się odnaleźć tylko wtedy, gdy chcę zostać odnaleziony. Zbieraj się, robimy małą przeprowadzkę.
-Ale gdzie?-zapytała zaskoczona, a przed oczami pojawił się jej obraz pokoju panny Cuphenburt, duży, z pięknie rzeźbionym balkonem.
-Obie z Katheriną dostałyście mentorów, u których zamieszkacie.-wytłumaczył się krótko Javier, prowadząc ją przez skomplikowaną sieć korytarzy. Dziewczyna musiała niemalże za nim biec, kiedy nieoczekiwanie przyśpieszał, skręcając w zupełnie inną stronę niż poprzednio.
Rudowłosa ucichła, rozmyślając nad tym kto był aż tak głupi by zostać jej mentorem. Odgarnęła rude włosy z twarzy i skrzyżowała ramiona, cicho drżąc. Była tu od zaledwie czterech dni, a każdy z nich był przepełniony strachem i tęsknotą za domem. Dziewczyna była tak zdesperowana, że miała ochotę iść do przyjaciółki i wraz ze łzami wylać wszystkie swoje żale ale wiedziała, że Białowłosa była zajęta postacią Seraphina.
-A co jeśli nie chcę tu zostać?-zapytała się, a po chwili wpadła na sylwetkę Javiera, który nieoczekiwanie się zatrzymał. Rudowłosa upadła lekko na kamienną posadzkę i poczuła tępy ból lewego łokcia, który promieniował na całą rękę.
-Strażniczko, czyżbyś tak bardzo chciała nieumyślnie podpalić swój dom?-zakpił, nie pomagając jej wstać z zimnej podłogi- Tak się stanie, jeśli nie przejdziesz przez odpowiedni trening. Idziesz czy nie?
Dziewczyna z wolna powstała i patrząc na chłopaka z cichą nienawiścią, wyminęła go i poszła przodem. Mimo, że nie wiedziała kto został jej mentorem, skierowała kroki w stronę mieszkania Rothena, który był jej bardzo bliski.
-Nie nazywaj mnie Strażniczką.- powiedziała głośno, z wyraźną niechęcią, nim zniknęła za zakrętem-Mam na imię Hayley.
_______________________________________________________________________________
Witajcie,
tu Wasza głupia, zła, okropna, okrutna, leniwa, beznadziejna, niecierpliwa Julia. Równo miesiąc temu Martson dodała rozdział, a ja myślałam sobie, że dodam tydzień później. Niestety: lenistwo, bałagan w życiu szkolnym, koncert, a później brak internetu spowodowały, że rozdział dodaję dziś. Jest on co prawda długi, ale średnio mi się podoba.
Podczas tego całego miesiąca poznałam tak wiele rodzajów miłości, o których nawet nie miałam pojęcia. Nieodwzajemniona, przyjacielska, matczyna, ale każda na swój piękna... i inna. Przy okazji ten miesiąc spędziłam na różnorodnych refleksjach, które opierały się na zaufaniu oraz sile walki.
"Najciemniej jest zawsze przed świtem", prawda?
Mam teraz ferie, w ciągu trzech dni dopisałam rozdział, najadłam się za wszystkie czasy u babci i wykonałam szablon na bloga. Problemem jest to, że musi on być dopracowany, ale teraz myślę, ze może go wstawię pod koniec lutego :)
Ps. Rozdział dedykuję ludziom, którzy stracili nadzieję, wolę walki, są czymś załamani. Pamiętajcie, że wasz porażki czynią was silniejszymi niż kiedykolwiek byliście.
Ps2. Specjalna dedykacja wędruje do Martsona, za to, że pisze do mnie o sprawach, gdzie muszę użyć wszystkich zasobów inteligencji i domyślać się o co jej chodzi. Kochana, umówmy się, ze w naszych rozmowach "walisz prosto z mostu", bo ja się po prostu gubię. Niemniej, dziękuję, ze jesteś <3
Edit: Dobra, doprowadzasz mnie do szału.
Trudno, ilysm <3 xx
Ps2. Specjalna dedykacja nr 2 wędruje do Pauliny, która jest silna i nie daje się tym idiotom :) Stay strong <3
Ps3. Dziękuję całemu zespołowi "Klasycznie Nowoczesne" za niezmienne inspirowanie mnie i motywowanie do działania :) Kocham Was !
Cóż ja ci mogę powiedzieć ;) Jak zawsze jestem pod wrażeniem ^^ Nie wiem czemu uważasz,że rozdział jest średni >.< Moi zdaniem jest cudowny :D I jeszcze ta scena z płaszczem *.* Ohh i te opisy, kocham,kocham,kocham ;)) Mam nadzieję,że kolejny rozdział ukażę się szybciej :)) Trzymam za was gorąco kciuki ;))
OdpowiedzUsuńKocham Cię Baksie <333
Weny <33
PS BTW Robimy furorę tak ;p (najwięcej zdjęć z kocnertu szkolnego :D Ahhh my te fejmy XDD )
Ja i mój wzrok.... Żeby było jedno a ładne :D
UsuńPozdrawiam,
Julson <3
Jest tylko jedno słowo ,na określenie tego rozdziału ... Boskie ^^ Bardzo podobają mi się twoje opisy (niczym w ani z zielonego wzgórza XD) O dziwo w tym rozdziale zauważyłam motywy kilku książek (Rothen-mentorem ,z uczennicy maga ; Draco z Harrego Pottera , Javier jako Jace z miasta kości (charakter) , początek rozwinięcia ze skrzydeł laurel i część nawet z pięknych istot (nie wiem ,czy robiłaś to podświadomie XD) Rozdział bardzo mi się podoba ,czekam na kolejny . Nie bd pisac pozdrawiam ,bo to głupio brzmi skoro piszemy codziennie na fb XD
OdpowiedzUsuńDraco jako Dracon był ustalony od początku, także nie zwracałam uwagi na podobieństwa do HP :) Rothen, jako imię zostało zapożyczone z tej książki, ale miałam jeszcze do wybory Rohirim, wiec moja decyzja wydaje się sensowna :)
UsuńNieee, Javier to Javier, wymyślony przed przeczytaniem DA i spełniam jego postac tak jak ją wymyśliłam :)
Nie pamiętam o czym były Piękne Istoty i Skrzydła Laurel. Musisz mi przypomnieć.
Pozdrawiam :)
28 year-old Software Consultant Standford Govan, hailing from Cowansville enjoys watching movies like Eve of Destruction and Yo-yoing. Took a trip to Church Village of Gammelstad and drives a Chevrolet Corvette L88. Link do bloga
OdpowiedzUsuń