11.23.2013

Rozdział 5 : "To jest właśnie jedna z tych chwil, która zmieni całe twoje życie."

    Dziewczyna przemykała szybko przez szkolne korytarze, modląc się aby nie zastać żadnego nauczyciela. Szkoła była opustoszała, gdyż wszyscy uczniowie siedzieli od dawna na lekcjach. Nieznośny spokój tego miejsca dodatkowo rozdrażniał Rudą, która od dwóch dni nie potrafiła żyć bez środków uspokajających. Podkrążone oczy i zgarbiona sylwetka wskazywały jednoznacznie, że działo się z Nią coś niedobrego.
    Rudowłosa skręciła w korytarz  za aulą i szybkim krokiem przechodziła obok pokoju sprzątaczek, gdy usłyszała stamtąd cichy syk. Nie minęło dziesięć sekund, kiedy poczuła, że ktoś szarpie ją za rękaw bluzki i brutalnie wpycha do ciemnego pomieszczenia. Zdusiła w sobie cichy krzyk, dostrzegając znane jasnoniebieskie oczy, które lekko migotały w świetle wyświetlacza telefonu.
- Unikasz mnie.- stwierdziła cichutko, a jej łamiący się głos wskazywał na fakt, że w ostatnim czasie musiała dużo płakać. 
Rudowłosa nie odpowiedziała, czując, że jej kłamstwo i tak nic nie da. Skinęła wolno głową i wpatrywała się w reakcję najbliższej przyjaciółki. W oczach Katheriny Cupenburth pojawiły się słone łzy i cierpki smak bólu.
-Bardzo się bałam.
- Wmawiałam sobie, że to wina alkoholu ale im dłużej o tym myślę... To chyba zdarzyło się naprawdę.- mruknęła w odpowiedzi, sprawdzając godzinę na zegarku. Miały siedem minut do dzwonka.
 Jasnowłosa westchnęła cicho i powiedziała coś niezrozumiałego pod nosem, co brzmiało jak średniej klasy przekleństwo i zagryzła usta do krwi.
    Nawet nie zdawała sobie sprawy, że po alkoholu człowiek robi takie głupoty. Kto by na to wpadł?
-Musimy się niedługo spotkać aby o tym pogadać. To nie miało prawa się stać.- Rudowłosa dalej kontynuowała, a jej zęby zaczęły nieznacznie drżeć. To była jej normalna reakcja na stres oraz złość, której nie potrafiła się z wiekiem wyzbyć.
-Rodzice zakazali mi gdziekolwiek wychodzić. Wyczuli ode mnie, że coś piłam gdy wreszcie dotarłyśmy do domów.-Blondynka zastanowiła się chwilę po czym nieoczekiwanie otworzyła drzwi i jak szalona wypadła na korytarz. Kiwnęła dłonią na Hayley a ta w ciszy podążała za Nią aż dotarły do drzwi wyjściowych szkoły. Przez kilka sekund dziewczyna wpatrywał się w zieloną tabliczkę "EXIT" i zagryzła wargi. 
   Nie podobała się jej ta cała sytuacja.
-To nasza jedyna szansa na rozmowę, Hayley. Teraz albo nigdy.

                          ***

-Katherina, do jasnej cholery! Gdzie ty się podziewasz? Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, NIE MASZ PRAWA być niedostępna!-warknęła do słuchawki telefonu, po usłyszeniu sygnału poczty głosowej.
     Rudowłosa cisnęła komórką w kąt pokoju i usiadła na łóżku, wściekła na cały świat. Po kilku minutach bezczynności, zaczęła rozwiązywać sznurówki butów i w końcu je ściągnęła. Położyła się na przyjemnie miękkiej, niebieskiej pościeli i westchnęła cicho. Sam fakt, że Katherina spóźniała się na każde ważne wydarzenie niezmiernie ją denerwował.
-Hormony opadły czy moje dziecko nadal jest gotowe do rzucania szklanymi przedmiotami w ściany?- James Cantley wsunął głowę do pokoju córki, gotowy w każdej chwili ją wyciągnąć. 
-Nie denerwuj mnie, tato.-warknęła Ruda i podniosła się do pozycji półleżącej. Minęło kilka chwil ciszy i jej ojciec zaczął się cicho śmiać. 
-Pamiętam jeszcze jak latałaś po domu, z dwoma rudymi kitkami na głowie i śpiewałaś nam piosenki z przedszkola.
-James, a pamiętasz jak miała 8 lat i zepsuła piekarnik? Cud, że nie wybuchnął dom.-wtrąciła się Joanne, pijąc herbatę w salonie.
    Dziewczyna zaczęła się śmiać, nieco zażenowana i już miała odpowiedzieć jakąś ciętą ripostą, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. W niesamowicie szybkim tempie, włożyła stopy w buty na koturnach i przebiegła całą długość schodów, potykając się co trzeci schodek. Kiedy poczuła w dłoniach szorstką, mahoniową gałkę drzwi, uświadomiła sobie, że wszystkie krzyki są niepotrzebne. 
-Bardzo Cię przepraszam, Maks nie chciał mi oddać biletu, mamy nie było a tata nie umie nad nami panować tak jak Birdy i...
-Nic się nie stało. Nie jestem zła.
   Po chwili obie usłyszały ciche łupnięcie i cichy jęk ojca Hayley. Katherina spojrzała się pytająco w sufit a Hayley tylko pokręciła głową.
-Nie wierzę, po prostu nie wierzę.-ojciec zszedł powoli po schodach, trzymając się za głowę- Nam zawsze się oberwie, będziemy mieli awanturę a tu tylko "Nie jestem zła". 
Joanne zaśmiała się cicho ale nie komentowała całej tej sytuacji. Dopijała w spokoju ostatnie łyki gorącej herbaty i dopiero wtedy powoli wstała i podeszła do obu dziewczyn. 
-Nie pić, nie palić, grzecznie się zachowywać.-pouczyła je, łagodnie uśmiechając się do Katheriny. Dziewczyna odwzajemniła ten uśmiech i wygładziła dłonią zagniecenia na czarnej kurtce. 
-Wszystko będzie dobrze, obiecuję.- obiecała Hayley i objęła mamę. Za każdym razem Joanne wydawała się jej coraz niższa ale dziś było to najprawdopodobniej spowodowane koturnami na nogach młodej Cantley.
   Wszystko miało być dobrze.
Wszystko.


                           ****

-Widzę tego chłopaka już któryś raz z rzędu...-mruknęła cicho Katherina, wpatrując się w niebieskowłosego chłopaka, który przyglądał się im z tajemniczym uśmiechem. Cuphenburt starała się go ignorować, jednak jego widok ją niepokoił. 
   Hayley wzruszyła ramionami i przygotowała bilety do kontroli, przechodząc przez pierwsze bramki areny. W ostatnich powiewach wiatru jej włosy ułożyły się w łagodne fale i uśmiechnęła się pogodnie. Ten wieczór chciała spędzić na dobrej zabawie z najlepszą przyjaciółką i nic nie mogło jej w tym przeszkodzić.

                    ***
 Co ja tu robię....?
Rudowłosa siedziała na wysokim krześle przy barze i wolno piła jakiś alkohol, podany w ładnie udekorowanej  lampce. Głośna muzyka obijała się jej o uszy, czuła ciężką woń potu, pochodzącą od ludzi na parkiecie. Neonowe światła padały na nią od czasu do czasu, oświetlając jej twarz oraz lekko rozszerzone źrenice. W tamtej chwili była samotna, gdyż Katherina zniknęła w tłumie tańczących a Ley nie miała siły wyginać się na parkiecie.
Była wykończona.
-Darmowy drink od chłopaka na dwunastej.-barman schylił się do dziewczyny i krzyknął do jej ucha, mając nadzieję, że klientka dosłyszy to przez wszechobecny hałas. Dziewczyna kiwnęła kilkakrotnie głową i spojrzała przez ramię. O ścianę stał oparty chłopak o ciemnogranatowych włosach, który wpatrywał się w Rudą. 
-Twoje zdrowie.-mruknęła i kilkoma haustami wypiła zawartość szklanki. Gardło zapiekło ją przez chwilę, po czym drapiący ból ustał. Dziewczyna zerknęła na zegarek i westchnęła ciężko; w ciągu godziny musiała dotrzeć do domu, gdzie czekali na nią rodzice.
   Po zakończonym koncercie dziewczyny wybrały się na "krótką" potańcówkę do pobliskiego klubu. Katherina chciała zobaczyć jak to wszystko wygląda od wewnątrz i niezmiernie się je spodobało na czarnym, lśniącym parkiecie w otoczeniu chłopaków z pobliskiego uniwersytetu.
-Ale świetna zabawa!-usłyszała radosny krzyk przyjaciółki, tuż przy swoim uchu i drgnęła przestraszona. Białowłosa miała czerwone wypieki na twarzy i iskierki szczęścia w oczach. Świetnie się bawiła i nie miała zamiaru wracać do domu. Nie pytając się o zdanie Cantley, wypiła kolejny drink od TEGO tajemniczego chłopaka. Czuła się nieco dziwnie ale uczucie szybko minęło.
-Kath.-jęknęła cicho Hayley, opierając głowę na jej ramieniu. Zrobiło się jej mdło.- Chodź, bo mi niedobrze.
-Poważnie? Nie mów, że pierwszy raz piłaś.- wybuchnęła śmiechem panna Cuphenburt, po czym chwyciła ją pod ramię i wolnym krokiem wyszły przed budynek. Rześkie powietrze łagodnie zaczęło owiewać ich twarze. Katherina usiadła na krawężniku ulicy i rozprostowała nogi.
 Dopiero po dłuższej chwili, Hayley zdecydowała się usiąść obok niej.
-Nie, ja po prostu....
-A ktoś ci mówił, że słabo kłamiesz?-wydrwiła ją Katherina, po czym obie zaczęły się śmiać. Obie czuły się jak w jakimś filmie: siedziały w najlepszych ciuchach, niemalże na środku ulicy, upite do granic możliwości. Szumiało im w głowach i od czasu do czasu śpiewały wersy piosenek z koncertu.
Coś się z nimi działo. W ciągu kilku krótkich minut ich zachowanie zdecydowanie uległo zmianie. Hayley miała wszystko gdzieś, nic jej nie obchodziło. gdyby ktoś ja teraz okradł zapewne by to olała.
-Takie ładne panie a siedzą na brudnej ziemi. Wstawaj Meredith, Evanna rusz dupę.-usłyszały cichy głos i z mroku wyłonił się chłopak o ciemnogranatowych włosach. Podszedł do nich i zaczął mówić, jednak te nie kontaktowały zbytnio by zrozumieć sytuację.
-Hahaaha, nazwał mnie imieniem matki...-czknęło się Katherinie i zaczęła się głośno śmiać, wpatrując się w niego. Chłopak stanął przed nimi i z uniesionymi brwiami wpatrywał się na ich reakcje. W chwili gdy młoda Cuphenburt zaśmiewała się do łez, Rudowłosa siedziała nieco oszołomiona tym wszystkim. Kręciło się jej w głowie i była jakaś taka...pusta.
-Esencja działa. Chciałem tylko się dowiedzieć czy Wy to WY.-powiedział głośno, po czym jednym, zgrabnym ruchem pomógł wstać blondynce, którą oparł sobie na ramieniu. Dziewczyna była lekka jak piórko, a chłopak był pewien, że przy mocniejszym wietrze dziewczyna mogłaby znaleźć się na drugim końcu świata. Co jakiś czas miała głośny wybuch śmiechu ale nie protestowała, by nieznajomy niemalże ją niósł w stronę samochodu.
-Nie boisz się mnie?-zapytał cicho Rudowłosą, gdy powrócił by jej pomóc dojść do czarnego samochodu. Uśmiechnął się do Niej, pokazując szereg swoich zębów oraz dwa śnieżnobiałe kły. Ten widok przerażał większość dziewczyn w jej wieku i chłopak przeżył największy zawód swojego życia, widząc niewzruszoną minę Rudej.
-Nie zrobisz mi krzywdy.-odpowiedziała, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, po czym nieco się chwiejąc zrobiła kilka kroków w stronę pojazdu.
-Nie zrobię.-potwierdził i z szerokim uśmiechem na bladej twarzy podrzucił kilkakrotnie kluczyki do auta.-W Aramenie nie ma takich fajnych zabawek.-dodał przygnębiony, patrząc na błyszczącą karoserię auta.



-Nie jesteście takie jak wszyscy na Ziemi. Jesteście wyjątkowe. Różnicie się wyglądem, mową ciała, sposobem życia a mimo wszystko ci idioci z Ziemi myślą, że jesteście normalne. Nie wiecie gdzie są pozostałe Strażniczki?
    Hayley wstała z brudnej ziemi  kilkakrotnie otrzepała spodnie z długich,sosnowych igieł. Jej policzki przybrały barwę dojrzewających jabłek, co jednoznacznie wskazywało na zażenowanie nastolatki. Jakże była głupia, że dała się wywieźć jakiemuś szaleńcowi do LASU.
Ile razy rodzice jej nie przestrzegali aby nikomu nie ufała ?
-Właśnie nam powiedziałeś, że jesteś wampirem, ze istnieje drugi, inny świat, z którego pochodzę a teraz pierniczysz mi, że jestem Strażniczką, o wielkiej mocy? Co z Tobą nie tak? Nie wiem co brałeś na tej imprezie, ale to nie jest śmieszne!-wydzierała się w jego stronę, nie potrafiąc kontrolować stanu swojego głosu.
Katherina kiwała się na przemian w przód i w tył, całkowicie nie skupiając się na coraz głośniejszych wypowiedziach przyjaciółki. W głowie jej huczało, obraz lasu przed nią ciągle się rozmazywał a ona sama nie kontaktowała zbyt dobrze. Perfumy, które dostała od rodziców zniknęły pod wpływem ciężkiej woni alkoholu, który był wyczuwalny na kilka metrów od niej.
W tym samym czasie Hayley odwróciła się plecami do tamtej dwójki i zaczęła głęboko oddychać, pragnąć się uspokoić. Stała tak jakiś czas, nie chcąc by ktoś zobaczył strach oraz panikę w jej zielonych oczach.
-Mikstura Gaussa jest jedną z najsilniejszych w całej Galaktyce a ty ją zwalczyłaś po czternastu minutach...Imponujące.- mruknął niezrażony Seraphine, po czym rzucił małą buteleczkę w stronę Hayley. Dziewczyna z wahaniem uniosła ją i przyjrzała się kilku kropelkom fioletowego płynu, znajdującego się na dnie. Odkorkowała probówkę i powąchała zawartość.

Mieszanka bukietu polnych kwiatów, bryzy morskiej, słonecznych promieni lata.....
Huragan, tysiące motyli, zapach spadających, lekko nadgniłych liści po deszczu.
Woń świeżo skoszonej trawy, leśnych borówek oraz wodorostów, na dnie morza.
Whiskey,  francuskie perfumy, sosnowe igły.
Dzikie róże, jemioła, zapach starego drewna w kominku.

-Każdy czuje to co chce czuć.-uprzedził jej pytanie i szybko zabrał jej buteleczkę z dłoni.

                          *****

-Jeszcze trzy ulice..Damy radę.
-Trzy ulice, z czego każda ma prawie kilometr.
-Powiedziałam, ze damy radę.
-A czy powiedziałam, że masz się zamknąć ?
-Nie.
-Więc chyba czas to powiedzieć.
-Więc chyba czas komuś przypomnieć, że go niemalże niosę bo wypił z cztery litry tego świństwa i nie może przejść dwóch metrów na prostej drodze bez potknięcia się.  
Katherina opiera się o Hayley, czując niemiłosierny ból głowy. Jest jej niedobrze i z trudem porusza się do przodu. Przez jakiś czas idą pogrążone w zupełnej ciszy, słysząc bicie swoich serc. Ruda jest jednym słowem przerażona, boi się własnego cienia. Wspomnienie spiczastych zębów Seraphine'a napawa ją strachem i czym prędzej przyspiesza kroku by znaleźć się w swoim domu. Gdzieś nad nimi pohukuje głośno sowa, a zaraz po niej zegar na pobliskiej wieży kościelnej zaczyna wybijać godzinę trzecią nad ranem. 
-Mogłaś się zgodzić aby gościu nas odwiózł.-szepcze nieco naiwnie Katherina, po czym rozgląda się na boki. Klnie w duchu własną głupotę, że nie wzięła gazu pieprzowego od mamy, który dostała na urodziny. Po chwili potyka się i upada twarzą w zimny asfalt a po kilku sekundach słyszy gorzki śmiech przyjaciółki, która równocześnie zaczyna kręcić głową.
-Ten "gościu", którego tak polubiłaś, zamówił nam alkohol i dosypał jakiś prochów, po których się na wszystko zgadzałyśmy i wywiózł nas do lasu, by zacząć opowiadać nam jakieś brednie.-warczy sucho, po czym wyjmuje z kieszeni rozładowany telefon. Wyświetlacz jest nieco poobijany, obudowa dziwnie trzeszczy pod długimi palcami Hayley.
Katherina unosi się na łokciach i zaczyna używać przekleństw by opisać swój stan ducha. Hayley nie zauważa chwili, gdy głos dziewczyny zaczyna stopniowo się ściszać. Po dłuższym momencie Katherina Cuphenburt całkowicie milknie i wpatruje się w zakończenie długiej, ciemnej uliczki, której wejście znajduje się parę metrów od Rudej.
Bicie serca Białowłosej natychmiastowo przyspiesza, gdy z półmroku wynurza się postać mężczyzny w ciężkim, czarnym płaszczu. Dziewczyna nie widzi jego twarzy, ukrytej pod kapturem. Wydaje się jej, ze w dłoni ma sztylet, lecz jest to tak absurdalne, ze Białowłosa całkowicie nie zwraca na to uwagi.
Jaki normalny człowiek trzymałby długi, lśniący nóż na widoku? 
Dziewczynie wydaje się, że ktoś przecina niezrozumiałą ciszę cichym szeptem.
"A co jeśli ten mężczyzna nie jest istotą ludzką?"
Zanim dziewczyna zdąży cokolwiek powiedzieć, kątem oka widzi błysk stali i cichy świst lecącego w ich stronę przedmiotu. W akcie paniki zamyka oczy i wydaje z siebie jeden cichy krzyk...
Boi się, bardzo się boi, nie unosi powiek przez kilka następnych, długich sekund. Możliwe, że to wymysł jej nadal pijanego mózgu ale nastolatka czuje, że wokół Niej robi się coraz cieplej, a na nią padają błyski światła. 
      Po raz pierwszy w życiu, Katherina jest w takim szoku, że nie może wydać z siebie żadnego słowa.  Widzi przed sobą TĄ nieporadną Hayley, TĄ niekiedy nieśmiałą i zakompleksioną nastolatkę, TĄ cichą dziewczynę, która właśnie ratuje jej życie. 
Ruda trzyma wyciągnięte przed siebie dłonie, przed którymi pojawia się ochrona w postaci półokrągłej tarczy, zbudowanej z ognia. Katherina nie może tego zobaczyć lecz w oczach Hayley odbijają się płomienie magicznej bariery.  Rudowłosa wydaje się bardziej spokojna niż kiedykolwiek wcześniej. 
Kath słyszy złowieszcze krzyki, nie mogące pochodzić z tego świata i po chwili dostrzega na ognistej barierze rysy i ledwo dostrzegalne pęknięcia. Krzyczy coś w amoku do najlepszej przyjaciółki, lecz ta tego nie słyszy.
Coś jest nie tak.
Podświadomie wykonuje jakiś dziwaczny ruch ręką i czuje łagodny prąd ciepłego powietrza na swojej skórze. Głośne, przerażające krzyki nagle ucichają a do dziewczyn dociera skowyt zranionego zwierzęcia.


Co było dalej ? Jak znalazły się bezpiecznie w swoich domach ? Co wtedy tak naprawdę się stało?
Nie wiedziały.


*********************************************************
Cześć tu Julson :)
Taka sytuacja... Miałam napisane "data dodania 16.11.".
Dodaję 23 listopada beznadziejny, długi rozdział. Czytam go trzeci raz i myślę sobie "Co ze mną nie tak? Dodawać taki ochłap, by wszyscy się z tego wyśmiewali?" ale robię to.
Kurczę, nie wierzę w siebie i całą ludzkość xd
Dziś spędziłam bardzo miły czas w kinie z Sektą Spod Róży/ Sektą z Podróży, jak kto woli :) Dzięki dziewczyny! Poza tym nuda, czas zacząć naukę.
Wybaczcie mi tego posta, poprawię się.
Obiecuję.
Do zobaczenia...niedługo <3
 





  


1 komentarz:

  1. Swietny rozdzial , pisany z dreszczykien tajemnicy i grozy ioraz czasem komiczne sceny czyli to co julia umpie pisac najlepiej ;D

    OdpowiedzUsuń